Dlaczego Amatorski nie podbija Polski?


Na ich koncert trafiłam przypadkowo, bo grali za darmo. Na jakiejś letniej, flamandzkiej imprezie w Parku Brukselskim. Od razu moją uwagę przykuła ich nazwa. Myślałam, że to może jakiś polonijny zespół, ale nie. Inne Eysermans, Sebastiaan Van Den Branden, Hilke Ros, Laurens Van Bouwelen – żadne z tych nazwisk, członków zespołu, nie brzmi jak znad Wisły. Myślałam, że może w języku flamandzkim istnieje też takie słowo jak „amatorski”, ale internetowe słowniki i translatory nic na ten temat nie wiedziały. W końcu na jakiejś ich anglojęzycznej stronie znalazłam informację, że faktycznie nazwali się po polsku, wiedząc co oznacza to słowo, ale z Polską nie mają nic wspólnego. Co więcej, w Polsce nikt ich nie zna. I to jest bardzo dziwne, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo schlebiają nam (jako narodowi) wszelkie polonizmy. Dziwne jest też to, że wydali dopiero jedną płytę. A od tamtego koncertu w parku minęły 3 lata. Znalazłam wtedy w Internecie wiele ich świetnych piosenek. Sprawiali wrażenie jakby byli zespołem o sporym dorobku, a okazało się, że pierwszą płytę „TBC” wydali dopiero w 2011 roku. Wcześniej była epka „Same Stars We Shared”, zawierająca 4 utwory. Niektóre ich piosenki zaginęły gdzieś w sieci, np. „Our Song Unfinished”, którą wciąż mam na swojej empetrójce (i jest to prawdopodobnie jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie można tą piosenkę usłyszeć). Naprawdę świetna. Ale nie ma co rozwodzić się nad muzyką „niedousłyszenia”, tym bardziej, że jest więcej przykładów, chociażby promujący płytę „TBC” utwór „Soldier”. Cały album jest świetny. Smutny, melancholijny, ale melodyjny i awangardowy; trochę oldschoolowy i trochę nowoczesny – w sam raz dla Polaków. Słuchajmy więc amatorskich Belgów z Gandawy.   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *