„Where Is the Queen?” Le Prince Miiaou

Po tą płytę pojechałam aż do Francji, nie chciałam mięć jej w formacie plików. Chciałam, burżujsko, kupić francuską płytę, we francuskim sklepie we Francji. Płytę, wobec której miałam wielkie oczekiwania. I biorąc pod uwagę te okoliczności, to niewiele jest w niej Francji. Że śpiewana po angielsku – to się spodziewałam, że nagrana po podróży po Stanach – to wiedziałam, więc w zasadzie, nie zdziwiła mnie ta „amerykańska” płyta Le Prince Miiaou. Chociaż najpierw poczułam zawód.

Gdy zakochałam się w Le Prince Miiaou, po jej poprzedniej płycie „Fill The Blank With Your Own Emptiness”, tym co poruszyło me serce najbardziej była wyjątkowa wrażliwość i emocjonalność jej piosenek. „Where Is the Queen?” zaczyna się efekciarsko i początkowo brzmi jak amerykańska, zmasterowana, usztuczniona, komputerowa wersja dobrej muzyki. Zwłaszcza w piosenkach „Bro”, „Hulrik” i „Alaska”. Ale gdy kończy się „Alaska”, czuje się, że jest klimat. Wyczuwa się jednolity świat muzyki w nastroju syntetycznego zimna, jakiegoś braku, istotnej rzeczy lub osoby (patrz tytuł). Jest kontekst i historia. Są wielkie emocje, chociaż schowane za trickowymi, miejscami wesołkowatymi, efektami dźwiękowymi. Ale to tylko wzmacnia emocjonalny przekaz. W końcówce płyty („Country Bliss”, „Ilda”, „Suddenly”) powraca stara, znana Le Prince Miiaou – akustyczna, melancholijna i krzykliwa.

Tak naprawdę piękno tej płyty doceniłam w pełni dopiero po spojrzeniu na nią przez pryzmat warstwy tekstowej. Jest taka nowinka, że ta płyta ma motto, którym jest dialog:
„- Where is the queen?
– Who is asking?
– I can not tell
– She’s gone
– Gone where?
– Just gone…”
Jest to bardzo fajny wstęp do całej dalszej historii, którą rozpoczyna „Happy Song for Empty People”. Potem następują te syntetyczne, lodowate opowieści o bólu, nienawiści, krzyku, ucieczce, stracie i rozstaniu. Po nich jest punkt kulminacyjny, w postaci bardzo osobistej „Aliénore”, wykorzystującej nagraną wypowiedź babci artystki. Nastaje cisza. Pojawiają się wspomnienia, refleksje, niezrozumienie i spokój. I na sam koniec, w finale, „Suddenly”, otwierają się okna, nastaje wiosna, cały gniew ginie. Królowa odchodzi.
Czyżby opowieść o królowej śniegu? Nie wiem. W każdym razie, jest to porywająca i piękna historia. Opowiedziana piękną, mądrą muzyką. Z pomysłem, innowatorsko, szczerze. Jest to taka płyta, po jaką warto jechać 1600 kilometrów i 30 godzin autobusem, przez Niemcy.

BONUS:
Kto nie śledził – premierę tej płyty poprzedzała kreatywna promocja – seria filmików autorstwa  Le Prince Miiaou. Świetna sprawa. Jestem pod wrażeniem pomysłu, wykonania…. wszystkiego…. Gorąco polecam. Moja wielka francuska miłość.


Zobacz również:
„Happy Song For Empty People” Le Prince Miiaou
„Beloved Knife” Le Prince Miiaou – video
„Triptyque D’hiver” Le Prince Miiaou
„Victoire” Le Prince Miiaou

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *