„Awakening” Blues Funeral

Już od pierwszych dźwięków „Awakening” muzyka Blues Funeral kojarzy mi się z karnawałowym balem – maskaradą i wielką pompą. Czymś oderwanym od rzeczywistości, ale bardzo namacalnym, bo przecież głośnym, bogatym w treści i charyzmatycznym. To brzmienie wystawnej zabawy w szczególny sposób podkreśla tytułowy „Awakening”, zwłaszcza wokalem prowadzonym w charakterystyczny sposób, tak na pograniczu fałszu, i gitarą sinusoidalnie meandrującą od wysokich do niskich dźwięków. Ma to w sobie coś z pijackiej przyśpiewki. Trochę irytującej, zwłaszcza tym zrytmizowanym wokalem. Ale jak sobie to tłumaczę konwencją kiczowatego karnawału, to jest ok.

Natomiast to, w czym upatrywać należy największych zalet tego wydawnictwa, jest mocna warstwa instrumentalna, która bardzo rozkręca tę płytę. I to mi się w niej najbardziej podoba, a konkretnie – brak finezji. Posiłkując się literackim językiem, opisu charakteryzującego ten krążek można by szukać między synonimami: rustykalna, grubo ciosana, siermiężna, a w języku bardziej zrozumiałym przez melomanów można powiedzieć po prostu – czerpiąca żywcem z najczystszego brzmienia rocka i bluesa. Taka w wersji pure, nieoszlifowana i dlatego taka mocna. Najlepszym przykładem jest mój faworyt, numer „Firedrake”.

Mnie w pewien sposób oczyszcza słuchanie takiej muzyki. Takiej, w której nie trzeba obawiać się nudy. Oczyszcza ze złych emocji i uspokaja, przekonaniem, że wszystko jest na swoim miejscu i nic złego się nie wydarzy. Chociaż oczywiście w żadnym wypadku nie można powiedzieć o „Awakening”, że to jest spokojna płyta, bo przecież nie ma na niej ani jednego wolniejszego utworu. Nieustannie epatuje imponującymi gitarowymi solówkami i mam wrażenie, że ma w tym nie tylko muzyczny cel, ale i pewien zamysł konwencyjny – imponuje, każe czuć respekt… straszy? Być może jest w niej coś mistycznie przerażającego, ale jak dla mnie, to jest to głównie dobra, karnawałowa zabawa.


 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *