Ja kiedyś przeczytałam „Moby Dicka”, to pamiętam, chociaż z samej jego treści – niewiele. Z grubsza tyle, że chodzi właśnie o to, żeby nie ganiać za białym wielorybem, bo dopadnie się jedynie szaleństwo, którym zmarnuje się sobie życie. Zatem płyta o szaleństwie w barwach romantyzmu – tego się spodziewam po nowej płycie Henry David’s GUN. Czy promujący ją singiel to potwierdza? Trochę tak i trochę nie – owszem, piękne barwy romantyzmu, ale chyba nie w pełnym szaleństwie, nie w takim doprowadzonym do granic obłędu. Ale właściwie, to może to jest całkiem inny wieloryb? Rzeczywiście, „Black Disease” jest tylko rąbkiem tajemnicy. Zachwycającym jednak, też dlatego, że nie daje jasnej odpowiedzi na to, o czym to będzie opowieść. Tak, przede wszystkim spodziewam się opowieści, a poza tym, słuchając „Black Disease”, spodziewam się bardzo dużo. Cała płyta dopiero zimą.
A, i pamiętam jeszcze taki cytat o autorze „Moby Dicka”: „Jest moim gorącym pragnieniem – napisał Melville podczas pracy nad „Moby Dickiem” – pisać takie książki, o których mówi się, że nie odnoszą sukcesu. W dziele ponoszenia porażek Melville istotnie osiągnął imponujące sukcesy” (R.Sukenick „Nowojorska bohema”). Chociaż tworzenie dzieł nieodnoszących sukcesów jest pod wieloma względami chwalebne, to jednak marzy mi się komercjalizacja takiej muzyki.
Zobacz również:
„Over the Fence and Far Away” Henry David’s GUN
Henry David’s GUN we wrocławskim Carpe Diem
„Tales From The Whale’s Belly” Henry David’s GUN