Ktoś mi powiedział, że to jest gotycka muzyka, więc nastawiłam się na pogrążenie się w mroku, a tymczasem nie zaznałam nawet przygaszenia światła. W pewnym sensie się rozczarowałam, ale w gruncie rzeczy to jest strasznie fajna płyta. („Strasznie” użyłam celowo). Bo owszem, próbują „straszyć”, ale robią to w taki pełen życia sposób, że można w pół godziny pozbyć się wszystkich depresyjnych myśli i dostać zadyszki przy skakaniu.
Dosłownie nie zostawiają czasu ani przestrzeni na jakiekolwiek refleksje, serią trzyminutowych utworów, utrzymanych w jednym tempie, załatwiają sprawę pod nazwą tracklista. Przychodzi im to z taką łatwością, że ma się wrażenie jakby ta płyta powstała w jedno popołudnie po obiedzie. A jednak nie brzmi byle jak. Jest to na swój sposób genialne, żeby stworzyć coś tak łatwego, tak lekkiego, przy użyciu środków utrudniających doznanie uczucia radości.
Właściwie nie można na „Cryptology” wyodrębnić żadnych szczególnych utworów, nawet wskazać jakichś potencjalnych singli, cała płyta jest jak jeden bardzo długi utwór, który mógłby trwać jeszcze dwa razy dłużej, bo fantastycznie się go słucha i doświadcza w różnych wariantach tanecznych.