Nie! Znowu jakieś czaszki – powiedziałam na głos otwierając kolejnego maila z zapowiedzią muzyczną. „Dead Anthems”, weźcie mnie dobijcie, kolejni piewcy apokaliptycznej śmierci. Po kilkunastu z kolei fragmentach twórczości muzycznej tego typu, zaczęłam poważnie wątpić, że świat muzyki przeżyje. Nie jesteście oryginalni, drodzy muzycy piszący mordercze ballady, kreujący dźwięki rozpaczy, wieszczący triumf zła i ogłaszający nędzę tego świata. Nie jesteście oryginalni – tyle tego typu powtarzalnych utworów pałęta się po sieci, że naprawdę nie jest to ani ciekawe, ani kontrowersyjne, ani odkrywcze. Tyle gwoli apelu, wracam do recenzji płyty „Dead Anthems”:
Spojrzałam na grafikę okładki i szczerze nie chciałam tego słuchać, dałam zespołowi The Rumjacks dziesięć sekund szansy na zdobycie mojego zainteresowania. Wystarczyły trzy. I otwierający płytę utwór „Come Hell of High Water” obrócił wniwecz apokaliptyczny nastrój, a jego refren z tekstem We were looking for some hope absolutnie przekonał mnie, że tego mi teraz trzeba. Tak celtic punk z Sydney ocalił moją wiarę w muzykę pewnego lutowego wieczora.
To w sumie bardzo wzrusza, ile na tej płycie jest życia, kłębowiska zwykłości, które przez swoją ilość tworzy bogate warstwy brzmienia. Nic tu nie stoi w miejscu, pędzi, ale bez wysiłku. Momentami wręcz oszałamiające tempo tej płyty nie wywołuje efektu zmęczenia, agresywny, punkowy rytm nie rodzi gniewu. The Rumjacks śpiewają „martwe hymny” w zadziwiający sposób – z pasją, którą można by podejrzewać o właściwości wskrzeszalne. Tyle w tej muzyce energii, tyle pogody i odwagi. Tyle dzielności w stawianiu czoła przeciwnościom losu, bo jednak te wszystkie chyba piosenki są o jakichś mniejszych lub większych tragediach. A z taką radością wykonane!
To nie jest zwykły żart z wykorzystaniem kontrastów, płyta „Dead Anthems” właściwie wcale nie jest dowcipna. Ironiczna, owszem, trochę. Ale jest to ironia wpisana w dobrze przemyślaną opowieść, dobrze w nią wpleciona i subtelna, a nie taka, którą na moment zwraca się uwagę. Choć piosenki The Rumjacks opowiadają proste historie i charakterystyczny jest ich aspekt fabularny, to jednak nie te opowieści są największą mocą ich twórczości, jest nią brzmienie – muzyka, która porywa z krzeseł. Można powiedzieć, że jest przewidywalna, bo celtycki punk kojarzy się bardzo konkretnie, ale ja jednak nie mogę przypomnieć sobie kto jeszcze tak gra. Tak, że chce się tego słuchać bez końca i podążać za tym. Muzyka The Rumjacks ma w sobie coś z obietnicy, że zaprowadzi nas w takie miejsce, w którym wychodzi się z każdych tarapatów.