„Forsaken Memoriam” jest bardzo dobrą płytą i w życiu bym nie powiedziała, że debiutancką. Patrząc na jej okładkę i słuchając pierwszej piosenki ma się wrażenie, że jest to rzecz adresowana do fanów metalu, ale to nie prawda. Muzyka Forsaken Memoriam jest znacznie bardziej ambitna niż taki tam sobie zwykły metal, a przy tym jest równie mocna.
Mnie oczywiście z miejsca najbardziej na tej płycie spodobała się „Another Taste (Easy)”, najbardziej „psychodeliczna” i najmniej „metalowa” piosenka, która, swoją drogą, jest dość „nierówna”. Rozpoczyna się cudownym brzmieniem otwartej, pustej przestrzeni, które zdecydowanie zbyt szybko zmienia się w dość banalny, rockowy refren, ale za to kończy się spektakularnym gitarowym popisem, tak że w sumie minusy zdają się tutaj nic nie znaczyć. A ta nierówność uwydatnia skomplikowaną strukturę, którą Forsaken Memoriam stosują w większości swoich piosenek i właściwie dzięki niej brzmią tak niesamowicie.
Forsaken Memoriam bardzo ciekawie i mądrze wykorzystują potencjał różnych odmian „ciężkiej” muzyki, eliminując z każdego z nich słabe elementy. I tak na przykład brzmią metalowo, ale bez „zniewieściałych” pisków, psychodelicznie – bez usypiających dłużyzn. Mieszają gatunki na poziomie piosenek, nie płyty, a robią to fantastycznie, w taki sposób, że ich muzyka nie brzmi jak mieszanina różności, ale jest intensywnym i konsekwentnym nowym brzmieniem czegoś znanego od lat. Mnie najbardziej podoba się w nim to, że nawiązuje do muzyki lat 70., do rockowych, monumentalnych utworów, zdumiewających wirtuozerią, siłą, a jednocześnie taką subtelną wrażliwością, niemalże na poziomie poezji.
„Forsaken Memoriam” jest udanym popisem ambicji, kreatywności, talentu i tego wszystkiego, co w muzyce rockowej najlepsze. To dojrzała płyta i nawet jeśli debiutancka, to z pewnością nie stworzona przez debiutantów.