Tak, jak sugeruje okładka – dużo jest na tej płycie blichtru, echa wielkiej sali, na której roztańczony tłum dźwięczy tanią biżuterią i migoce kolorowymi cekinami. Jedynie wytrawny artysta może pozwolić sobie na zapuszczenie się w takie rejony bez ryzyka otarcia się o kicz i na nagranie w takich warunkach płyty z klasą, która nie ma nic wspólnego z jarmarczną rozrywką. Dlatego wielkie brawa dla Basi Bulat za piękny, nastrojowy album, stworzony w warunkach szaleńczej zabawy.
Takiej zabawy nie do końca nowoczesnej, niekoniecznie aktualnej – „Good Advice” to w dużej mierze brzmienie wspomnień, szczególnie wyraźnie dające się usłyszeć w, ostatniej na płycie, piosence „Sundey Soon”, do której można bujać się w rytm machania na pożegnanie. W oczywisty sposób do tego samego tematu nawiązuje też piosenka „Long Goodbye”, jedna z moich ulubionych, która imponuje tym, że nie rozwodzi się nad rzewnym tematem, tylko pobudza do spakowania manatków. Idąc tym tropem można stwierdzić, że w zasadzie cała płyta jest w pożegnalnym klimacie, ale takim, który nie dołuje, a przynosi nadzieję, jest czymś pozytywnym w niezbyt sprzyjających realiach.
Najbardziej wyrazistą cechą tej płyty jest to, że nie słychać na niej żadnego ryzyka, słucha się jej przyjemnie beztrosko, ale pomimo tego, że reprezentuje wysoki poziom przebojowości, jest też piękna, nastrojowa, wytworna i o czymś, taka dla koneserów, którzy wiedzą jak trudno jest stworzyć dobrze nucące się melodie. Bez dwóch zdań „Good Advice” jest też wydawnictwem o dużym potencjale koncertowym, nic więc dziwnego, że Basia Bulat prezentuje je podczas długiej, intensywnej trasy koncertowej, która niestety tylko na jedną, krótką chwilę zahaczy o Polską. Ale tym bardziej nie należy jej przegapić. Krótki, godzinny koncert będzie jednym z wydarzeń tegorocznego OFF Festivalu. Basia Bulat wystąpi 6 sierpnia na Scenie Trójki w Katowicach.