„Half Mile Harvest” The Teskey Brothers

„Half Mile Harvest” to dziwna płyta, jak na debiutancką. Zwykle tworzenie dorobku artystycznego rozpoczyna się od szokującego, spektakularnego, czy też, po prostu, dziwacznego dzieła. Młodość chce zadziwiać, a nieznani – zostać zauważeni. Tymczasem „Half Mile Harvest” nie ma w sobie nic z młodzieńczości, świeżości czy zadziwiania. The Teskey Brothers grają, jakby grali od dekad – ze sobą i to samo. Emanujące z ich muzyki doświadczenie sprawia, że „Half Mile Harvest” brzmi jak zdarta płyta, co jest, powtarzam, dziwne, ale nie ma w tym nic złego.

The Teskey Brothers na swoim debiutanckim krążku prezentują bardzo ładną kompozycję 10 utworów inspirowanych bluesowo-soulowymi  standardami. Zatem możemy na nim usłyszeć tradycyjne, długie dźwięki gitary, dialogi z harmonijką i rozpaczliwe, acz rozbujane refreny – wszystko to, co po słowach „blues” i „soul” pierwsze dźwięczy nam w głowach.  Z tych standardów wyróżnia się trochę „Til’ The Sky Turns Black”, prezentujące atmosferę sceny przemocy z melodramatycznego westernu. Jest też ciekawy „Honeymoon”, inny, bo aż 11-minutowy. Jeśli gdzieś na tej płycie można dosłyszeć się autorskiego pomysłu The Teskey Brothers na muzykę, to właśnie w tym ostatnim utworze.

The Teskey Brothers świetnie nawiązują do tradycji i chociaż brakuje mi na tej płycie szaleństwa młodości (nawet w formie głupot czy fałszu), to przecież trudno jest mieć pretensje o brak niedoskonałości. A poza tym, to w gruncie rzeczy jest fascynujące, że młodzi potrafią i chcą grać jak „stare dziady”.

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *