5 kwietnia 2025, Wrocław, Firlej
Michał Bielawski miał zespół w walizce i spisane kody na muzykę. Tak, w okrojonym przez zdarzenia losowe składzie, zaprezentował się Hoszpital na koncercie we wrocławskim Firleju. – Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać – powiedział w pewnym momencie one-man band ze sceny. – To prawda – odpowiedział ktoś z publiczności. Ale nie, po co takie łatwe oceny? Bądźmy nowocześni – tak się teraz tworzy muzykę – tak można grać koncerty. Tym bardziej, że, bez zespołu, Michał Bielawski radził sobie dzielnie.
Te jego piosenki, to taki, wydawałoby się, zestaw żartów, twórczości inspirowanej stylistką wyliczanek – trochę dziecinne, trochę powtarzalne. Ale jest to złudny banał. Przede wszystkim, Michał Bielawski dobrze śpiewa, co w takich utworach jak „Ciepło” czy „Niebywałość” (zapowiedzianej jako moja najpiękniejsza piosenka ever) słychać było najlepiej. A poza tym, gdy już się „kupi” tę stylistykę, to nabiera ona większego sensu, głębszego znaczenia i przestaje drażnić. Trochę ją trzeba rozszyfrować, to muzyka dla inteligentnych, a więc podsumowanie samo składa się w słowo – ambitna. Ale wciąż na poziomie „do słuchania”. Przynajmniej w granicach godzinnego koncertu.
A potem mogliśmy zobaczyć jaką to robi różnicę, gdy ma się zespół nie w walizce, a przy instrumentach. Patryk Pietrzak i Kaprysy rozpoczęli swój występ mocnym wejściem – pełną mocy (jakiej nie osiąga na płycie) piosenką „Poproszę”, co po ascetycznym wydaniu Hoszpitala brzmiało jak zupełnie inny koncert w zupełnie gdzie indziej. Bardziej różnorodna energia, melodie, można powiedzieć, że i przeboje, bo ich teksty znała publiczność. Dobrze ułożony program, z tymi przebojami w odpowiednich odstępach, by utrzymać „temperaturę” koncertu na należytym poziomie i ładnie ją „skręcić” lirycznym „Pytaj o nią” na koniec. Wszystko to złożyło się na wrażenie bardziej profesjonalnego koncertu, w porównaniu z jednoosobowym Hoszpitalem, bardziej też komercyjnego.
Ale wbrew pozorom, oba te występy świetnie do siebie pasowały. Czymś, co łączy twórczość Hoszpitala i Patryka Pietrzaka jest ciekawe i ambitne użycie języka polskiego, wykorzystanie jego rytmu, wieloznaczeniowości słów, kulturowych kontekstów. Jest to bardzo dobre, zarówno w warstwie tekstowej, w wersji bardziej treściwej (Patryk Pietrzak) i ascetycznej (Hoszpital), jak i wokalnej – obaj wokaliści wykorzystują dynamikę słów, ciekawe frazowanie i mają dykcję, która cieszy uszy. Chciałabym napisać, że był to „piękny koncert muzyki polskiej”, ale z jakichś powodów nie brzmi to dobrze – jakbym recenzowała pieśni patriotyczne na święto narodowe. No więc może: wyciąg z rodzimej twórczości alternatywnej, który okazał się być wysokiej próby. Tak, okazał się taki, choć nie do końca w to wierzyłam.
Nagrania studyjne Hoszpitala i Patryka Pietrzaka są ciekawe, ale miałam wątpliwości czy wydać pieniądze na ich koncert. Koncert jest dobry, gdy dostarcza czegoś więcej niż płyta. Ten taki był. Obaj twórcy świetnie reagują z publicznością: ironią, dystansem do siebie, inteligentnymi anegdotkami, generalnie – językiem, który w ich muzyce tak wiele znaczy. W koncertowej wersji brzmienie ich piosenek nabiera wymiaru, jest lepsze, ciekawsze, mocniejsze niż na płycie. Konkludując: gdyby ktoś miał podobne do moich wątpliwości, podpowiadam – warto wydać pieniądze na koncert Patryka Pietrzaka i na koncert zespołu Hoszpital. W gwiazdkowym systemie recenzenckim, którego nie stosuję, dałabym z dwie gwiazdki więcej ich koncertom niż płytom.
Patryk Pietrzak zakończył swój występ piosenką z tekstem Tak bardzo kocham cię, dużo mocniej niż Polskę kochał Grzegorz C.. Mam wrażenie, że Grzegorz Ciechowski był w jakimś sensie patronem tego koncertu. Zespoły prezentujące alternatywną muzykę i dobre polskie teksty, to coś w charakterze jego dziedzictwa. Cieszy, że rodzima twórczość rozwija się w ten sposób i że nawiązuje dialog z publicznością.