Ja nie do końca lubię taką muzykę. Taką oniryczną, flegmatyczną, taką w której zawartość czystej muzyki jest niewielka. Jednak nie jest to blog o mojej ulubionej muzyce, tylko o tej pięknej. A z pewnością nowa płyta Hope Sandoval and The Warm Inventions „Until the Hunter” zyskała uznanie wielu koneserów piękna. Dla mnie fascynującym jest to, jak ona bezpardonowo pochłania słuchaczy i ani na moment nie wypuszcza z tego swojego onirycznego świata melodii. Ten stan można porównać z hipnozą albo zaczarowaniem. Tak, zdecydowanie „Until the Hunter” to czarująca płyta. Choć ja najbardziej lubię ten jej fragment, kiedy czary się kończą i nie wiadomo skąd zrywa się nagle galopujący rytm gitary, jakby pobudka, jakby zachęta do ucieczki z tego nierealnego świata, jeden jedyny moment, w którym wydaję się to być możliwe. Jakby widziana przez szparę w drzwiach poświata innej rzeczywistości, pozornie tak bliskiej, ale tak niecodziennej, że prawie nierealnej. Czy można tak po prostu otworzyć te drzwi i pójść sobie gdzieś indziej? Bez skrupułów pójść sobie tam, gdzie jest zupełnie inaczej? Czy ten inny świat naprawdę istnieje? Isn’t It True?
„Until the Hunter” to magiczna płyta. Nic na niej nie jest do końca prawdziwe. Inny świat podejrzany przez niedomknięte drzwi pozostaje tajemnicą, ponieważ Hope Sandoval nie przestaje gościć słuchaczy w swoim muzycznym śnie, bardzo intensywnym, nieskończonym, z którego nie sposób się obudzić.
Płytę można kupić tutaj.