„Messy Star” chokecherry

Postaw mi kawę na buycoffee.to

San Francisco Gate nazwało ich muzykę „nowoczesnym brzmieniem kalifornijskiego słońca, wyparowującego mgłę San Francisco”. Lepiej nie da się tego ująć, więc cytuję. Trzeba sobie wyobrazić zespolenie wilgoci z upałem, melancholijnej albo tajemniczej mgły, która ukrywa prawdziwy obraz rzeczy i rzeczywistości, z rażącymi konturami kształtów widocznymi w pełnym słońcu. Zestawienie trzech składników brzmienia: shoegaze, grunge i kobiecy wokal tworzy taką stylistykę kontrastów, albo nawet termicznego szoku.

Jak to na debiutanckiej epce, słychać na „Messy Star” wszystko, co najlepsze, cały potencjał, energię, wysiłek twórczy wtłoczony w osiemnaście minut osobistej muzyki. To jest taka płyta w stylu: „daliśmy z siebie wszystko”. Nie można się tym zawieść. To jest też taka płyta w stylu: „pokażemy wszystko, co potrafimy”. Można być pod wrażeniem. Tyle, że wychodzi z tego takie trochę wydawnictwo reprezentacyjne, coś jak składanka najlepszych piosenek. W istocie, każda jest bardzo dobra, tylko można odnieść wrażenie, że wszystkie razem mają ze sobą niewiele wspólnego.

Chokecherry zdają się dążyć do stworzenia własnego, charakterystycznego brzmienia. Coś w tym stylu zdaje się na „Messy Star” krystalizować. Jest to interesujące, przekonujące, brakuje tylko dłuższego rozbiegu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *