Dziwi mnie układ tej płyty – symetryczny, z podziałką matematyczną: 6 pierwszych utworów po polsku, 6 ostatnich po angielsku (plus trzynasty bonus track, polski). Zaczęłam się nawet doszukiwać ukrytego konceptu takiego rozwiązania, że może na przykład pierwsza piosenka polska odpowiada pierwszej angielskiej (w „Prognozach” i „Only Water” znalazłam pewne „części wspólne”, w tekście, że po kolana w wodzie, ale między kolejnymi utworami nie widzę powiązań). No dobrze, niby dlaczego trzeba zawsze mieszać, łączyć, miksować? Niech będzie wyraźna linia podziału, symetria jest przecież w sztuce pożądanym zjawiskiem. Ale jednak, mimo wszystko, „Prognoz” słucha się tak jakby składały się z dwóch oddzielnych płyt.
Niezwykle wyczerpująco o związkach traktuje pierwsza połowa albumu, druga też, ale ma ciekawszą warstwę muzyczną. Trudno mi jednoznacznie ocenić czy to kwestia języka, ale tej anglojęzycznej części łatwiej się słucha i lepiej pamięta aranżacje, szczególnie „Only Water” i „Sense of Space”. Praktycznie każda z anglojęzycznych piosenek oparta jest na jakimś innym, charakterystycznym pomyśle, podczas gdy te polskojęzyczne bardzo są do siebie podobne i w wyrazie, i w treści. Muzycznie nie porywają, ale zgoda, teksty są bardzo dobre.
Liczyłam na trochę więcej funkowego klimatu, takiego jak w „Igo’s Flow” i więcej basu, jak w „Sense of Space” i może mniej romantycznych uniesień. Ale w sumie, to chyba dobrze, że zostałam przez Clock Machine zaskoczona. W końcu dostrzeżenie braków nie musi zawsze oznaczać rozczarowania. Nie potrafię szczerze wskazać kiepskiego fragmentu tej płyty, ani żadnej piosenki, którą omijam podczas jej słuchania. Że od Clock Machine wymaga się wiele, to wiadomo, nie raz udowodnili, że są świetni. Płyta „Prognozy” przynosi też parę argumentów za taką oceną i choć może nie klei mi się na jej temat, żaden „hymn pochwalny”, to z pewnością szybko nie przestanę jej słuchać.
Płytę można kupić tutaj