Chociaż jest to rzecz o śnie, to zdecydowanie nie nadaje się na kołysankę. „The Dream We Had” nie usypia i nie odrywa od rzeczywistości. Nie ma w sobie jakiegoś szelmowskiego konceptu, który ma to niby przenieść słuchaczy w inny wymiar. Nie ma na tej płycie w ogóle nic udawanego czy skrojonego pod jakiś konkretny zamierzony efekt. Choć zespół Midsommar jasno precyzuje, że tworzy dream pop, to jednak w tej zdefiniowanej koncepcji swojej muzyki pozostawia przestrzeń dla słuchaczy, tak, że można jej z przyjemnością słuchać, niekoniecznie będąc w marzycielskim transie.
Jest w tej muzyce bardzo dużo energii, co być może burzy wyobrażenie niektórych na temat dream popu i stanowi kolejny powód, dla którego nie jest to płyta „do snu”. Otwiera ją, mocnym wejściem, utwór „Soft”, który nie jest do końca taki, jak się nazywa. Ma w sobie energię złożonej obietnicy i impet w dążeniu do jej spełnienia. Potem się trochę uspokaja, ale równo w połowie płyty uwagę przykuwa rewelacyjny, głośny początek „Spring”, który rozwija się w piękną kompozycję, łączącą chaos i harmonię, wzburzenie i spokój.
A potem piosenka „Summer’s Over” sugeruje, że wszystko zaczyna się kończyć i niestety okazuje się to prawdą. Płyta „The Dream We Had” trwa za krótko i, porównując ją do dobrej fabuły, brakuje jej drugiego punktu kulminacyjnego. To w moim odczuciu zaburza trochę jej strukturę, ale to tylko techniczny mankament, jeśli skupić się na walorach artystycznych czy estetycznych, to wszystko wypada pięknie. Wielką starannością brzmi każdy utwór na tej płycie i wiele dobrych emocji dostarcza ona jako całość, nie „zaczarowuje” i nie tworzy bajek, jest bardzo realnie bardzo dobra.
Zobacz również:
„Soft” Midsommar
„Summer’s over” Midsommar