OFF Festival: Edyta Bartosiewicz

Postaw mi kawę na buycoffee.to

3 sierpnia 2024, Katowice, T Tent

To był być może największy, nieoczekiwany hit tegorocznego OFF Festivalu. „Dlaczego nie jest na głównej?” – słychać było pytania publiczności, szczelnie wypełniającej T Tent i jeszcze co najmniej jeden taki obszar dookoła. Zapewne wyobraźnia podpowiadała, że wyglądałoby to głupio – wielka plenerowa scena i jedna Edyta Bartosiewicz na niej, tylko z gitarą i akustycznym programem. A poza tym, kto by się spodziewał, że „offowa” publiczność do tego stopnia docenia i pragnie usłyszeć po prostu dobre piosenki.

Było to wzruszające, gdy tłum ludzi pod sceną, do jednej gitary, wspólnie z Edytą śpiewał wszystko po kolei, co zaintonowała – refreny i zwrotki. „Zbij swój strach”, „Tatuaż”, „Zegar”, „Ostatni”, „Jenny”… każda z tych piosenek wyśpiewana została co najmniej na sto głosów. Do pewnego stopnia nie uczestniczyliśmy w koncercie a we „wspólnym śpiewaniu przy ognisku”. Wzruszona była artystka, wzruszona była publiczność. Można powiedzieć, że „Zegar”, który wybrzmiał jako jeden z pierwszych utworów, ustawił ten koncert, był jak wypowiedzenie zaklęcia: „niech będzie jak w dziewięćdziesiątym piątym”, wszyscy jak w transie tę wskazówkę ujęli w dłoń i … zadziała się magia.

Tak, bo myślę, że dzieje się magia, gdy ludzie razem śpiewają piosenki, w ten sposób, który czyni z nich wspólnotę. Ich autorka dostrzegła jak to jest ważne i nie zniszczyła tego stanu rozwlekłymi przemowami. Jej deklaracja, że nic nie będzie mówić, tylko śpiewać nam i z nami, dopóki nie każą jej zejść ze sceny, była najlepszą koncepcją na ten koncert. Zrealizowaną perfekcyjnie, nawet gdy jej akustyczną gitarę zaczęły zakłócać rockowe brzmienia strojącego się na sąsiedniej scenie zespołu Les Savy Fav. Jej charyzma pokonała ten hałas.

Koncert skomponowany był jak podróż poprzez przeszłość, chronologicznie od pierwszej płyty do najnowszych utworów Edyty. Skutkowało to tym, że największe hity, te z płyt „Sen” i „Szok’n’Show” wybrzmiały zaraz na początku koncertu. Nic to jednak mu nie zaszkodziło, temperatura emocji nie spadła, a „Siedem mórz i siedem lądów” czy „Niewinność” publiczność śpiewała też, z jednakowym entuzjazmem. Pomyślałam sobie, że w takiej wersji solo unplugged świetnie wypadłyby też świetne, mniej znane piosenki Edyty Bartosiewicz, jak „Możesz”, „Pomyśl o mnie”, „Coś zmieniło się?”. Wielki, niewybrzmiały do końca potencjał kryje się w jej twórczości, bo „zdzierając” z niej tę otoczkę popularności spod znaku radiowych przebojów, dostrzega się jak piękne piosenki tworzy. Ten potencjał może wybuchnąć teraz, bo publiczność to docenia, taką Edytę pragnie usłyszeć. Koncert podczas OFF Festivalu w Katowicach nie pozostawił, żadnych wątpliwości.

Ten koncept podróży w czasie nie został do końca dobrze zrealizowany, bo na koniec usłyszeliśmy „Sen” (z drugiej płyty). Myślę, że nie było to przeoczenie i że nie należy w tym przypadku interpretować tej piosenki dosłownie. Bo wiadomo, w tym „Śnie” „wcale nie jest dobrze”, ale tego wieczoru chodziło raczej o ten wers, wyrażający pragnienie „niech się śni” – taki nie do końca realny był to koncert.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *