20 listopada 2024, Świdnica, Sala Teatralna ŚOK
Jest jak kwiat, który pod dyktando mocy słońca otwiera się i zamyka. Z tym, że jest to słońce, które nie respektuje prawideł kosmosu i przemierza nieboskłon jak chce, cofając się w pół drogi, zachodząc nagle czy świecąc bez końca. Taka jest gra Aarona Parksa, pianisty. Jest dodatkowo, jak te płatki kwiatu, delikatna i rodzi złudzenie czegoś tak ulotnego, że należy się wsłuchiwać w to z uwagą, zanim rozpłynie się w przestrzeni. Tyle o pianiście, ale Aaron Parks swoim nazwiskiem firmuje kwartet, w opozycji do tego subtelnego fortepianu znajduje się: perkusja, na której Jongkuk Kim daje z siebie wszystko, gitara elektryczna, która w rękach Grega Tuohey nie boi się wysokich rejestrów oraz gitara basowa, na której bez oporów David Ginyard Jr wygrywa solówki. Nie jest to równy układ sił. Bez przygotowania, podczas ich koncertu trudno jest się rozeznać kto tutaj jest najważniejszy.
Aaron Parks Little Big wystąpili na scenie teatralnej Świdnickiego Ośrodka Kultury w ramach Świdnickich Nocy Jazzowych. Był to ostatni koncert tegorocznej edycji tego cyklu, a dla zespołu – jeden z wielu, podczas których promują swoją nową płytę, trzecią już nagraną w tym składzie („Little Big III”). Krążek ten ukazał się w październiku tego roku nakładem legendarnej wytwórni Blue Note. Zbiera dobre recenzje, ale Aaron Parks Little Big na żywo brzmi znacznie bardziej wyraziście, o czym mogła przekonać się świdnicka publiczność.
To nie był koncert w konwencji konfliktu, ten subtelny fortepian i instrumenty podłączone do prądu nie szły z sobą w zawody. Chociaż w utworze „Sports” każdy we własnym zakresie dał popis swoim własnym ambicjom. Całościowo nie brzmiało to jednak jak rywalizacja i nikt nie miał pretensji o porządek pierwszeństwa. Zagrali jak kwartet złożony z równoprawnych muzyków, grający muzykę, w której żaden dźwięk nie jest dekoracją, a każdy instrument przemawia pełnym, nieprzytłumionym głosem. Było to oczywiście trochę dziwne, bo żeby każdy z tych instrumentów: i fortepian, i perkusja, i gitara, i bas, zaprezentował się w pełnej krasie, musiał grać w zasadzie każdy inną muzykę. Widzę w tym nawiązanie do nazwy zespołu: trochę tego, trochę tego i jest – wielka rzecz.
Muzyka Aaron Parks Little Big jest jak sklejone ze sobą różne wycinki, bez dbałości o złudzenie spójnego obrazka. A jednak nie są to absurdalne sklejki, raczej coś, czego trudno się spodziewać. Jest to muzyka, która może rodzić zawroty głowy, jak na karuzeli, zakończone pełnym uśmiechem. Precyzyjna, co wynika z doskonałego warsztatu każdego z muzyków, ale i nieokiełznana, co przypisywać można ich kreatywności. Podczas Świdnickich Nocy Jazzowych zaprezentowali bardzo spójny występ, podczas którego spontaniczne owacje powtarzały się regularnie. Nie było pojedynczych mocnych momentów poprzeplatanych muzycznymi rozgrzewkami – grali równo, całość, bez studzenia emocji. Zaprezentowali głównie utwory z najnowszej płyty, „Little Beginnings”, „Flyways”, „The Machines Say No” czy wspomniany już „Sports”. Rozpoczęli „Rising Mind”, utworem ze swojej pierwszej płyty, a zakończyli nie wiem czym, ale był to spektakularny finał z zasłużonymi owacjami na stojąco, dostudzony stonowanym bisem.
Mówienie w kontekście twórczości muzycznej o przekraczaniu gatunków to niewiele znaczący frazes, kto dziś nie przekracza? A myśląc o muzyce Aaron Parks Little Big nie wiem jakie gatunki, tak bez wahania, można by wymienić, w każdym razie jeden wskazać jest trudno. Jest to muzyka, która nie realizuje łatwych wyobrażeń, dlatego trzeba jej po prostu posłuchać. Polscy melomani mają jeszcze szanse, po koncercie w Świdnicy, zespół wystąpi w Poznaniu (21.11), Warszawie (22.11) i Gorzowie Wielkopolskim (24.11). Swoją drogą, taki zestaw miast dobrze pozycjonuje Świdnicę na koncertowej mapie Polski, a Świdnickie Noce Jazzowe z zupełnie nowymi koncertami powrócą zimą 2025.