Zapiera dech swoim tempem, jakby gnała ta muzyka gdzieś za horyzont albo na zatracenie. W każdym razie gdzieś w przyszłość (złudną nostalgię sugeruje tytuł). Jest pewna siebie i odważna, zabiera słuchaczy z całą ich uwagą prosto do jasno obranego celu. W płycie „200 weeks ago” zespołu Vołosi nie da się nie zasłuchać. Swoją ekspresją, pięknem i precyzją wyrywa z umiarkowanych nastrojów, a w pewnym sensie nawet wytrąca z równowagi.
Jest zaprzeczeniem tego, co z reguły określa się frazesem „połączenie tradycji z nowoczesnością”, bo nie słychać tu żadnego łącznika, żadnego dystansu między jednym a drugim, żadnego pomnikowego respektu dla przeszłości i hołubienia się wizjonerstwem. Oczywiście pod względem formalnym tak należałoby określić pomysł na płytę „200 weeks ago”, jako czerpanie z ludowej tradycji na potrzeby współczesnej muzyki instrumentalnej. Ale takie określenie złudnie tworzy dwa światy, podporządkowując przeszłość teraźniejszości, a ta płyta jest całością bez odcieni, bez hierarchii i bez czasu.
Zespołowi Vołosi udało się stworzyć niesamowitą muzykę, która jest opisem chwili, misterne kompozycje, które mają energię improwizacji i choć obcując z nią nie da się uwolnić od nawiązań do jakiegoś pojęcia trwania, bo i tytuł, i inspiracja tradycją kierują myśli ku przeszłości, to jednak słucha się tej płyty jakby za chwilę miała przestać istnieć. Zdaje się być czymś efemerycznym i wyjątkowym. Ma taką energię pięknej chwili, która już się nie powtórzy, zapalonej zapałki w ciemności czy ugaszonego pragnienia.
Vołosi na swojej nowej płycie zabierają słuchaczy w bezczas, z którego nie ma się ochoty wracać, w którym emocje biorą górę nad zrozumieniem, a zdarzenia nie mają większego znaczenia niż istnienie. Jest to do pewnego stopnia uniwersalny czar muzyki, niezwykłość zespołu Vołosi polega tylko na tym, że ma tupet, by obchodzić się z nim jak własnym, osobistym, przyrodzonym darem. I słusznie, każdy muzyk powinien mieć.