Słucha się ich muzyki bez najmniejszego oporu, z przyjemnością, z lekkością i bez zbytniego skupienia prześlizgując się tanecznym krokiem po kolejnych utworach, aż tu nagle do pionu stawia wers: i to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym. „Autoportret Witkacego” jest przedostatnią piosenką na płycie, jedyną z polskim tekstem, ale nie tylko to ją wyróżnia. Nagle, słysząc poetycki, zgrabnie zrymowany tekst, dociera do odbiorcy, że, zaiste, ma się do czynienia z artystami. I za drugim razem ta płyta już nie brzmi tak samo.
Przyjemna pozostaje, ale poważnieje. Bluesowe zabarwienie nabiera intensywności i już tak bezmyślnie się nie tańczy, większą uwagę kierując ku treści. Przy pierwszym przesłuchaniu na piosenkę z gatunku „masterpieces” zakrawa „Evil woman” – najdłuższa, ze, zdaje się, najbardziej wyrafinowanymi gitarowymi solówkami, dramaturgią, nastrojem dekadencji…, ale z czasem przestaje być szczególna. Po prostu świetnie pasuje do innych świetnych utworów tworzących tę płytę. Bardzo lubię „Crazy Hearts” za ekspresyjne, wokalne zmiany tempa; „About your life” – za „basową balladowość”, „Words & reasons” za refren nakreślony epickością protest songu; lubię zadymiony nastrój „You just can’t win” i tupet z jakim rozpoczyna się „Under your throne” (prawie jak „The Passenger” Iggy’ego Popa); no i oczywiście, lubię szczególnie, „Autoportret Witkacego” za użycie słowa „jednokrotnym” (choć nie tylko).
„Anna Karenina” w całej swojej muzycznej postaci nie da się nie lubić. Bluesowo-funkowo-rock’n’rollowo-songwritersko, tak bezpretensjonalnie, oczarowuje i może prowadzić do zatracenia (niczym tytułowy tołstojowski pierwowzór). Czerpie wszystko co najlepsze z najlepszych muzycznych gatunków świata. Brzmi współcześnie, ale da się poznać, że tradycja muzyczna minionego wieku ma dla twórców tej płyty istotne znaczenie. Dlatego też, choć słucha się lekko, to w żadnym wypadku nie jest to przypadkowe byle co.
dzięki za tak miłe słowa! pozdro
Anna Karenina