„Eat Your Own” Delaire the Liar

Często pop punku nie traktuje się poważnie, bo jest muzyką łatwych rozwiązań i komercyjnych chwytów. Nawet nie żeby specjalnie, z wyrachowania, po prostu nie da się w tej materii nic więcej wymyślić. Wielu się nie udaje, na przemian krzyczą i śpiewają rymowane refreny, i nie mają nic więcej do zaprezentowania w kwestii własnej twórczości. Mi to nawet specjalnie nie przeszkadza, bo takich płyt łatwo się słucha, dla rozrywki. I „Eat Your Own” Delaire the Liar łatwo się słucha, ale oni jednak coś więcej starają się zaprezentować.

Nie ma na tej płycie klasycznej popowej melodyjności, utwory są pocięte, poszarpane, nie do końca wiadomo czy wolne czy szybkie, trudno przewidzieć, co za chwilę się wydarzy i często słyszy się nie to, czego się spodziewa. Tak jak w „No Entry”, otwierającym płytę, który zaczyna się odgłosami sugerującymi rychłe krzyki, gdy tymczasem słyszymy coś w stylu unplugged, ale zdecydowanie nie balladę.

Myślę, że Delaire the Liar celowo wiele rzeczy na tej płycie zrobiło na opak, by się wyróżnić i zadziwić. W tym sensie jest to dość wykreowana płyta, ale nie chcę pisać, że „na siłę”. Bo nie ma w niej nic siłowego, nic co męczy i nudzi, słucha się bardzo przyjemnie. Nie wiem czy przez lata, ale w grudniu i prawdopodobnie w styczniu na pewno może być źródłem świetnej energii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *