„Everything So Far” Pinegrove

Jest sobie oto taka piosenka: „New Friends”, pierwsza na płycie „Everything So Far”. Taka niby sympatyczna, ale nie żeby było to coś odkrywczego, poruszającego, niezwykle ambitnego. Taka oto piosenka:

Akustyczny, biesiadny rock w wykonaniu rozdartych Amerykanów folkująco-jodłujących na południową nutę.Taki trochę styl „wiejski”, który ja akurat dosyć lubię, ale wielu ludziom może wydawać się obciachowy. Ale nie! Ludzie wypisują pod tą płytą zadziwiające komentarze, że odmieniła ich życie, że im więcej się jej słucha, to podoba się coraz bardziej, że Pinegrove z miejsca został ich ulubionym zespołem, gdy przesłuchali „Everything So Far”. Pytałam sama siebie: „doprawdy, jakie trzeba mieć życie, żeby takie pioseneczki mogły je odmienić?” I słuchałam zawzięcie, szukając w tej muzyce jakiejś tajemnicy, niezwykłości, zagadki, którą ci ludzie już odgadli.Pierwsza niezwykłość, jaka od razu rzuciła się w oczy (nie uszy), to liczba piosenek – 21. A nie jest to wcale kompilacyjny, dwupłytowy album podsumowujący dekady działalności artystycznej zespołu. Jedna, zwykła płyta.

Tak zwyczajnie po amerykańsku „jodłują” aż przez pięć piosenek, do „Size of the Moon”, z tym że cztery z nich nie trwają nawet dwóch minut, więc w żadnym wypadku nie można się nimi znudzić, ani też przywyknąć, bo co chwilę to nowy numer. Aż tu po „Size of the Moon” rozbrzmiewa „Need 2” – i to był ten pierwszy moment, w którym zaczęłam poważnie traktować tą płytę, podejrzewając że to rzeczywiście jest coś niezwykłego. No i jest! Faktycznie. Nie wiem jakim sposobem. Nie potrafię uzasadnić zachwytu. Ale po „Need 2” jest jeszcze czternaście piosenek, które są niesamowite i które razem z tym uwerturowym „jodłowaniem” tworzą genialną płytę.

Chciałabym napisać więcej, uzewnętrznić bardziej swój zachwyt, wyszczególnić piękno jakie słyszę w tej muzyce, ale wszystkie typowe frazy i schematy recenzji wydają mi się w tym przypadku bezużytecznym banałem. To jest chyba przykład takiej twórczości, która mowę odbiera. Chociaż nie ma w niej żadnych „fajerwerków”, żadnej wirtuozerii, odkrywczości, to jednak to wszystko prawda, co ci ludzie w internecie wypisują. Prawda, że za każdym razem, gdy się słucha tej płyty, brzmi coraz lepiej, ale ja powiem więcej – każda kolejna piosenka na tej płycie brzmi lepiej od poprzedniej. I teraz wyobraźcie sobie jakiego rodzaju to jest dzieło. Wyobraźcie sobie zespół muzyczny, który gdy zaczyna swój występ, gra dobrze, a gdy go kończy, gra 21 razy lepiej [21!]. Dlatego właśnie Pinegrove jest po prostu fenomenalny, bo jak inaczej można nazwać coś takiego? Jaki inny zespół komponuje na jeden krążek 21 piosenek, tworzy z nich płytę odmieniającą ludzki żywot i sprzedaje ją za jednego dolara?


Zobacz również:
„Intrepid” Pinegrove

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *