„Farewell Foolish Objects” The Gary

Niemuzyczne treści sprawiły, że zwróciłam uwagę na tą płytę. Najpierw tytuł – „Farewell Foolish Objects”, który raz, że fajnie brzmi, a dwa – daje sobie przypisać wiele ukrytych znaczeń. A potem zobaczyłam okładkę i razem, ten tytuł i to zdjęcie, powiedziały mi, że niechybnie jest to interesująca płyta. Wytwór nie tylko pasji i talentu, ale i inteligencji. Dlatego włączyłam.„Blank” rozpoczyna ten album i jest to dość ciężki początek, ale nie zniechęca, jeśli nastawimy się na odbiór inteligenckiej muzyki. Wówczas jest to coś, czego można się spodziewać, wszak inteligenciki nie dostarczają łatwej rozrywki. Później słucha się już z niesłabnącą przyjemnością, nostalgią i rozczarowaniem. 
„Przyjemnością” – bo to czysta dawka rockowej muzyki w najpiękniejszej postaci, odważnej, groźnej, przed którą czuje się respekt i słucha, a nie ogląda. Bez wypacykowanych na przystojniaków frontmanów, bez rymowanek w refrenach, bez przyjemnej melodii, bez porywającego wrzasku, bez komputerowych efektów, bez łatwizny dla małolatów. Parafrazując tytuł – bez tych wszystkich głupich rzeczy, będących jedynie efekciarskimi dodatkami do sedna sprawy, którą jest rock – niełatwa, niemelodyjna muzyka z przesłaniem.  
Słucha się też z „nostalgią”- bo tak już prawie nikt nie gra. I „rozczarowaniem” – bo większość z tych piosenek trwa za krótko. Kończą się właśnie wtedy, gdy powinny rozkręcić się na dobre. W momencie, gdy można oczekiwać spektakularnego refrenu czy solówki. „Skin” jest dobrym przykładem. Punkt kulminacyjny na 20 sekund przed końcem, gdy spokojnie mogliby pociągnąć to jeszcze z pięć minut.    

The Gary na „Farewell Foolish Objects” pozbywa się bardzo wielu rzeczy z typowego wizerunku współczesnej muzyki i brzmi fantastycznie. Taki rock’n’roll sauté. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *