
„Przyjemnością” – bo to czysta dawka rockowej muzyki w najpiękniejszej postaci, odważnej, groźnej, przed którą czuje się respekt i słucha, a nie ogląda. Bez wypacykowanych na przystojniaków frontmanów, bez rymowanek w refrenach, bez przyjemnej melodii, bez porywającego wrzasku, bez komputerowych efektów, bez łatwizny dla małolatów. Parafrazując tytuł – bez tych wszystkich głupich rzeczy, będących jedynie efekciarskimi dodatkami do sedna sprawy, którą jest rock – niełatwa, niemelodyjna muzyka z przesłaniem.
Słucha się też z „nostalgią”- bo tak już prawie nikt nie gra. I „rozczarowaniem” – bo większość z tych piosenek trwa za krótko. Kończą się właśnie wtedy, gdy powinny rozkręcić się na dobre. W momencie, gdy można oczekiwać spektakularnego refrenu czy solówki. „Skin” jest dobrym przykładem. Punkt kulminacyjny na 20 sekund przed końcem, gdy spokojnie mogliby pociągnąć to jeszcze z pięć minut.
The Gary na „Farewell Foolish Objects” pozbywa się bardzo wielu rzeczy z typowego wizerunku współczesnej muzyki i brzmi fantastycznie. Taki rock’n’roll sauté.