3 sierpnia 2014, Scena mBanku, Katowice
Mnie ominął Slowdive. W życiu, nie na OFFie. Kiedy oni w 1995 roku zawieszali działalność zespołu, ja nie byłam jeszcze nastolatką, co mogłam wiedzieć o takiej muzyce? Do pójścia na ich koncert przekonały mnie metki, którymi był promowany: Mogwai, Brian Eno, Radiohead. Przed wyjazdem do Katowic niwelowałam niewiedzę i słuchałam płyt Slowdive. Wszystko to, te metki i te płyty, składały się na spójne wyobrażenie ich koncertu – nastrojowego, psychodelicznego, pięknego, ale raczej spokojnego, powolnego, smutnego. O, jakże się myliłam! Slowdive podczas OFF Festivalu zaskoczyło mnie bardzo i bardzo pozytywnie. Nie było żadnej melancholii, był to porządny, rockowy koncert z głośnymi gitarami, mocną perkusją, szalejącymi światłami i na tle tego wszystkiego ten ich delikatny wokal…
Stałam jak zaczarowana. A czarowała mnie głównie Rachel Goswell. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Cudowna, w srebrnej sukience i czerwonych pantoflach, z gitarą jedną, drugą, trzecią, z grzechotkami i tamburynem, patrząca z delikatnym uśmiechem wprost w obiektyw kamery filmującej obraz na telebimy. Majestatyczna i urocza. Swoim słabiutkim głosem ujarzmiająca cały ten muzyczny hałas.
Na pierwszy słuch to do siebie zupełnie nie pasowało, jakby jeść lody waniliowe i popijać je gorącą, czarną herbatą. Pobudza wszystkie kubki smakowe, ale jest dziwne, przykład? „Crazy for You”:
Kto tak szaleje z miłości? Tak flegmatycznie? W wersji koncertowej było szaleństwo, instrumentalne, ale wokal pozostał niezmienny, bez emocji, słodki i zimny, jak waniliowe lody. „Flegmatyczne szaleństwo” – może taki termin pasowałby do ich muzyki w wersji live? Pomijając terminologię, był to po prostu fantastyczny koncert, Widowisko przez duże W; MUZYKA, SZTUKA, EMOCJE – wszystko wersalikami.
Do muzyki Slowdive można, w mniejszym lub większym stopniu, porównać twórczość olbrzymiej ilości współczesnych zespołów i muzyków, natomiast Slowdive? Nie mam pomysłu do czego. To pionierski i bardzo ważny fragment historii muzyki przełomu wieków, dlatego martwi mnie fakt, że tak ławo go pominąć. Jak to się stało, że Slowdive przepadł gdzieś w czeluściach nieużywanych płytotek, na tyle lat? Jak to dobrze, że powrócił. To był jeden z najlepszych koncertów na jakich byłam w całym swoim życiu.