Słuchałam „Only Alive When In Motion” jak przez ścianę, jak czegoś, co rozbrzmiewa w innych okolicznościach, co nie dotyczy tego co jest tu i teraz. A tu i teraz ta muzyka brzmi jak wspomnienie, jak przypomnienie o sile, bardzo pewnej siebie, takiej, której jeszcze nikt nie sprawdził. Która swoją energią i tupetem zawstydza, albo imponuje. Której bezpretensjonalność wzrusza a nawet cieszy, o ile można ciszyć się z czegoś, co dzieje się za ścianą. Ale myślę, że wato od tego zacząć, od przypominania sobie jak kreować swoją własną siłę. „Only Alive When In Motion” można potraktować jako tego krótki kurs, z pięcioma lekcjami, dosadnymi, zrozumiałymi i łatwymi do powtórzeń, więc do szybkiego zapamiętania. I może na początek tyle wystarczy.