Swoją nową EPkę zespół Heima rozpoczyna od strachu. Tytułowy utwór „Świat z tektury”, który otwiera płytę, jest wymownym obrazem lichości aktualnych warunków życia, bezbronnych wobec zagrożeń mroku. Jest o strachu, ale nie przeszywa lękiem. Pełna odwagi jest to muzyka. Brnie w to, co niełatwe, eksponuje co piękne. Robi to w mało krzykliwy sposób, ale z niesłabnącą energią.
Płyta zawiera pięć utworów. To tylko próba siły, ale w takiej formie wygrywa absolutnie wszystko. Pięć świetnych piosenek, w których podobać może się wszystko: melodie, rytm, niebanalne frazy muzyczne, przejmujące głębią gitar i perkusji brzmienie, interesujące teksty, piękny głos i oryginalna maniera śpiewu wokalistki. Dzieje się na tej płycie tyle dobrych rzeczy, że szkoda, że to tylko EPka.
Jest w tym wiele pogody, spojrzenia na świat z przymrużeniem oka, ale jednak nieustannie w atmosferze niepokoju o te tekturowe ściany. Jest to twórczość nie wzięta z niczego, nie wykreowana w odcięciu od rzeczywistości. Przesadą jest też nazwać ją „zaangażowaną„. Ale ambitnie podejmuje ważne tematy, w taki sposób, że chce się ich słuchać, dodać coś od siebie, polemizować nawet. To cecha jakiej oczekuje się od prawdziwej sztuki. Nie sprawia żadnego wysiłku słuchanie muzyki, którą Heima prezentuje na „Świecie z tektury”, a warto, bo to bardzo udana płyta. Sporo z niej zostaje, więc trochę wysiłku trzeba, by pozbyć się tych dźwięków z głowy. Na razie jednak nie rozumiem po co.