Dawno nie słyszałam tak dobrej instrumentalnej płyty, która byłaby jednocześnie tak przyjemna do słuchania. Do której nie trzeba się zmuszać pobudzaniem intelektu i której jednocześnie nie da się ignorować, gdy gra. Nie jest to akademicki wykład o wirtuozerii ani też relaksujący, prosty podkład muzyczny pod wykonywanie codziennych czynności. „Through Walls” zespołu Afformance to pełna emocji, bardzo dobrze skomponowana płyta, bogata muzycznie i wciągająca.
Wydaje mi się, że trudno jest uniknąć fabularyzowania takich instrumentalnych albumów, kiedy żaden tekst nie tłumaczy wprost o czym jest muzyka. Wyobraźnia słuchacza tworzy wtedy własne interpretacje, opowieści, zwykle jedną, bo definiuje ją jego nastrój, który nie ważne jak bardzo byłby zróżnicowany, jednak nie zmienia się co kilka minut. Dlatego spójność, jeden klimat i jedna historia to najbardziej pożądane cechy instrumentalnych płyt. A „Through Walls” prezentuje je w idealnej formie.
Na spójności chciałabym się skupić, bo to jest słowo wytrych, które pasuje do wszystkiego i którym często tuszuje się nudę i przewidywalność. A spójność to jest coś, co sprawia, że płyty słucha się jednym tchem, a przy tym ani razu nie wątpi w jej wartość. To jest coś, co nadaje i podtrzymuje rytm opowieści, tak, by wciąż angażowała odbiorcę, wciągała go i zapisywała się w jego pamięci na długo. Taka właśnie jest opowieść „Through Walls”. Pomimo tego, że cały czas utrzymana jest w podobnej stylistyce, to jednak słychać na niej wstępny i zakończenia, oddzielne sekwencje, które poprzez zmiany tempa i emocji tworzą interesującą fabułę. Nie jest to taka płyta, która nie wiadomo kiedy się zaczyna i kończy, ani ile ma utworów, bo cały czas brzmi tak samo. „Through Walls” zbudowana jest na wydawałoby się banalnym schemacie – przeplataniu długich utworów z krótkimi – który jednak doskonale zdaje egzamin i tworzy muzyczną opowieść, która na kilkadziesiąt minut z równą intensywnością przykuwa uwagę słuchacza.
Zespół parę razy stosuje ten sam patent – wolnego „rozkręcania utworów”, od nostalgicznych, delikatnych dźwięków po „szalejącą”, wieloinstrumentalną wirtuozerię. Ale powtarzalność tego patentu wcale nie czyni „Through Walls” przewidywalną, ponieważ jego wykonanie za każdym razem przynosi inne treści. Najwspanialszym przykładem tego jest „Savants”, utwór, który od spokojnych, rytmicznych dźwięków dochodzi do wyszukanych form o zawrotnej prędkości.
Bardzo podoba mi się też przejście między utworem „Christmas Truce” i „Mr Bonnet, I think I’m Dead”, prawie niezauważalne, prawie bez pauzy, a jednak nie do przeoczenia. Da się usłyszeć, że to już inna scena, inni bohaterowie, ale wciąż ta sama opowieść. „Mr Bonnet, I think I’m Dead” jest też świetnym zakończeniem, takim w konwencji ostatniego walca zamykającego bal, kończącego przedstawienie, z nostalgią i zapałem, że nie ma czego żałować. Bo rzeczywiście nie ma – „Through Walls” to płyta, która spełnia wszelkie oczekiwania. Nie przychodzi mi na myśl żadna sensowna krytyka. To po prostu bardzo dobry album.