6 listopada 2019 | Żydowskie Muzeum Galicja | Kraków
„Muzyka, w której szalenie istotne są przerwy między dźwiękami” – właśnie takie zapowiedzi odstraszają ludzi od współczesnej muzyki poważnej. Nikogo na dłuższą metę nie przekona twierdzenie, że cisza jest muzyką i że wybitnej klasy muzycy ciszę wykonują w bardziej wybitny sposób niż zwykli zjadacze chleba. Czekając na ten koncert znalazłam w księgarni Żydowskiego Muzeum Galicja bardzo ładnie wydaną „twoją książkę o Krakowie” – kilka starych fotografii i jakichś cytatów pomiędzy czystymi kartkami. To jest ten sam typ ściemniania: kup książkę, którą sam sobie napiszesz – zapłać za usłyszenie dźwięków, które nie zostaną wykonane.
O muzyce współczesnej mówi się niezrozumiałym dla przeciętnych melomanów językiem, dlatego od niej stronią. I dlatego też chciałbym spróbować opowiedzieć o niej w amatorski sposób, tak by nie przestraszyć koneserów nostalgicznych melodii, songwriterskich opowieści czy rockowych, popisowych solówek. O tych, których w ogóle średnio muzyka obchodzi – nie dbam, ale wszystkich innych, otwartych na nowe brzmienia, wykraczających poza subkulturowe schematy, tolerancyjnych i ciekawych świata, współczesna muzyka poważna powinna zainteresować. Nie potrafię wartościująco odnieść się do programu Ars Moderna, ponieważ był to mój pierwszy kontakt z tego rodzaju muzyką, jednak, by do niej zachęcić, powiem Wam jak ją znieść. Trzeba się odważyć trochę więcej od siebie wymagać, nastawić, że będzie trudno, odrobinę się przymusić i niczego nie oczekiwać. Po tym początkowym przymuszeniu powoli zaczyna wciągać i, bez obaw, nie wszystkie utwory są anemicznie wolne i celebrujące ciszę między dźwiękami – to mnie najpozytywniej zaskoczyło.
To jest taka muzyka, której się nie nuci, która o niczym nie opowiada, której na dobrą sprawę się nie pamięta, ale którą długo nosi się w sobie. Jakoś przenika do wnętrza i coś w nim zmienia. Przypomina mi łacińską sentencję: „kropla drąży skałę nie siłą lecz częstym spadaniem”. Ta flegmatyczność kompozycji, te silne pojedyncze, powtarzalne dźwięki tak właśnie podstępnie drążą, więc poruszają, można skonkludować, że są czystą sztuką przemawiającą do duszy. Nie mogę powiedzieć, że ten koncert nadzwyczajnie mnie zachwycił i zafascynował twórczością Franco Donatoniego, Pierre’a Bouleza, Salvatore’a Sciarrino i Mortona Feldmana; wciąż nie mogę zrozumieć czemu muzycy posiadający tak świetne instrumenty i umiejętności chcą wydobywać z nich tak niewiele, ale na pewno Spółdzielni Muzycznej contemporary ensemble udało się zaciekawić mnie współczesną muzyką poważną i zachęć do zgłębienia tematu. Nagrania audio są być może jak dla mnie zbyt wysoko postawioną poprzeczką, ale kolejnego koncertu poszukam.