Słuchałam dzisiaj bardzo dziwnej płyty – „August” zespołu So Big. Nie wiem jakiego rzeczownika użyć, by opisać jej zawartość – w tym sedno jej dziwności. Jest ich 13, ale nie do końca można powiedzieć, że piosenek, bo średnio da się je śpiewać; nie bardzo też pasuje nazwać je utworami, bo najdłuższy z nich trwa 3:26, a pozostałe nie mają nawet 3 minut, a niektóre ani 1 nie mają, więc trudno tak szumnie „utworami” nazywać coś tak lapidarnego. Wszystkie trzynaście zaczynają się interesująco i wtedy się kończą. Denerwujące to jest. Jak płyta z próbkami muzycznymi, fragmentami udostępnionymi do przesłuchania w sklepie internetowym. Powinni nazwać ją „kawałki, które skomponowaliśmy, ale ich nie zagramy”.
W każdym razie, pomimo niedosytu, brzmi ciekawie. A jest tam jeden taki numer, który, myślę, na zawsze pozostanie w moim życiu. Są tacy dziwni ludzie, którzy nie lubią swoich urodzin, wydaje im się, że jak nie będą ich obchodzić to nie będą się starzeć i strasznie są przygnębieni jak im życzenia składać. Kokieteria – myślę – bo kto nie lubi dostawać życzeń na urodziny? Ale dobrze, już teraz wszystkim tym starościąprzerażonym nie będę mówić „…najlepszego w dniu urodzin”, a posyłać i dedykować tą piosenkę: