Już dawno nie napisałam tak dużo o jednej płycie (pewnie za dużo i nikt tego nie przeczyta). W dodatku nie jest to zbyt rzeczowe i swoją długością może ocierać się o nudziarstwo, dlatego też zdecydowałam się podzielić wpis na części – to oto wprowadzenie, obyczajowy wstęp i właściwą recenzję (kto niezainteresowany obyczajówkami proszę zacząć czytać po podtytule „Recenzja płyty”). Chociaż obawiam się, że sama ta recenzja też może dla niektórych okazać się przydługawa, poza tym, nie ma klasycznej formy i być może za bardzo odpływa w metafory. Dlatego dla tych, którzy mało czytają i lubią szybko znać konkrety – w skrócie: uważam, że „Lamenty” ArosAndera to bardzo dobra płyta, artystyczna, nie rozrywkowa, a nade wszystko inspirująca.
Nie zamieszczam wybranych utworów, bo tego trzeba posłuchać w całości.
A teraz całość:
Opowieść o słuchaniu
Zaczęłam słuchać tej płyty wcześnie rano i wyłączyłam ją na trzecim utworze, stwierdziwszy, że dłużej tego nie zniosę bez szwanku na samopoczuciu. Zaczął dopadać mnie dołujący nastrój, odbierający chęć do robienia czegokolwiek, a był początek dnia, więc miałam jeszcze przed sobą mnóstwo roboty. Zadecydowałam – dość tego – i przesłuchanie „Lamentów” odłożyłam na wieczór, gdy już bez żadnych zahamowań będę mogła zrujnować sobie nastrój. To było jednak intrygujące, że te trzy utwory, słuchane mimochodem i zagłuszane przez odgłosy zaczynającego się dnia, miały tak wielką siłę oddziaływania. Stwierdziłam, że z respektem trzeba do tego podejść. Ale wieczorem znowu zrobiłam błąd, bo myślałam, że włączę sobie tą płytę przy okazji czytania książki. Nic nie przeczytałam. Ponieważ gdy tylko zaczęło się „Kana Hiragana Katakana”, otwierające płytę, dotarło do mnie tyle niesamowitych dźwięków, których nie słyszałam rano, słuchając tego samego utworu, że dosłownie popadłam w dźwiękową fascynację. To jednak ma znaczenie, jak i gdzie doświadcza się muzyki.
Recenzja płyty
Myślę, że to słowo właśnie – „doświadczanie” – najlepiej opisuje odbiór płyty „Lamenty” ArosAndera. To jest muzyka, która absorbuje całą uwagę, nie tylko zmysł słuchu. Jak dobry radiowy reportaż, którego słucha się z wypiekami na twarzy albo z gęsią skórką, który pobudza wyobraźnię całą paletą intensywnych emocji. Tak jest z „Lamentami”, z tym że wcale nie kojarzą mi się z paletą. Dla mnie jest to jedna, jednobarwna historia, z jasnym, konsekwentnie opowiadanym tematem. Nie wzbudza kontrowersji. Jest po prostu przejmująca (w pełnym znaczeniu tego słowa) i wchłaniająca (co wydaje mi się właściwszym określeniem od „pochłaniająca” czy „wciągająca”. Dlatego, że nie rozbrzmiewa agresywnie, pochłaniając przestrzenie, a sączy się przykuwającym uwagę, wolnym strumieniem dźwięku, który przyciąga i wchłania słuchacza w swoją nierealną materię. Nie tylko wciąga, ale i rozbija na części i wypełnia przestrzenie pomiędzy nimi. Tworzy się jedność – słuchacz i muzyka). [Mam nadzieję, że ktoś coś z tego rozumie]
W każdym razie jest to muzyka o dużej sile oddziaływania, która nokautuje inne czynności, wobec której można tylko siąść przy głośniku i poddać się jej. Nie jest to płyta do słuchania tak sobie w każdych okolicznościach. Jest trochę jak spektakl albo seans w kinie, na który trzeba się specjalnie wybrać i doświadczyć go w konkretnych warunkach ciemnej sali. Zresztą, podobnie jak spektakl czy seans, odrywa odbiorcę od rzeczywistości, przenosząc w wykreowany świat. „Lamenty” to piękna kreacja.
Nawiązując do odwołań kinematograficznych – „Lamenty” przypominają mi klimatem jeden taki film, „Poranny patrol”, grecki z 1987 roku. O zagładzie wysokorozwiniętej cywilizacji, o nowoczesnym, pełnym rzeczy i technologii świecie, w którym wszyscy umarli. Czy „Lamenty” są głęboko pesymistyczną płytą o śmierci? Nie do końca. Są też kryształowo czyste i mroźne, jak strach, który motywuje do działania, ucieczki, walki, tworzenia. Inspiruje. Chociażby do pisania o muzyce (dowodem ten obszerny wpis). Ale wszystko to nie wyczerpuje jeszcze tematu. Pozostaje wiele intrygujących pytań: dlaczego tytuły w różnych językach? skąd w tym wszystkim japońska kultura? i jak to się stało, że obok polskiej? Na razie jednak zakończę tutaj, nie szukając odpowiedzi, bo czasem zbyt duża wiedza rujnuje zachwyt.
Zobacz również:
„… Potrwa Wiecznie” ANDER
„Smutek” Ander
„Vlach Magic” Ander
„Drzazgi” Ander
„Kalpa Vigraha” Ander