25 lutego 2020 | Szklarnia | Wrocław
Dostałam na maila informację prasową o jego trasie koncertowej, w której przeczytałam następujące zdanie: „Dziennikarze brytyjskiego Radia BBC głoszą: Ten chłopak przesłał nam tylko jeden utwór, który tak nam się spodobał, że od razu musieliśmy zaprosić Calluma do nas na sesję nagraniową! Pod tym zdaniem były linki do jego utworów i przytrafiło mi się coś analogicznego – po kliknięciu w pierwszy zdecydowałam od razu – idę na koncert. W środku tygodnia, ponad czterdzieści kilometrów od domu, z koniecznością wstania następnego dnia o piątej rano do pracy.
Nie spotkałam chyba nigdy artysty, który z tak bezkompromisowym uśmiechem wykonuje same smutne piosenki (bo tylko takie ma w repertuarze). Z uroczym dystansem do siebie i poczuciem humoru przeprowadził publiczność przez ten swój melancholijny repertuar. Zagrał cały i było nam mało, dlatego w ramach drugich bisów musiał sięgnąć po tak żelazny szlagier jak „Come Together” The Beatles. To podobno jest znana reguła, że pesymiści charakteryzują się niebanalnym poczuciem humoru i że dobre książki są zawsze smutne. I że prawdziwi artyści mają dystans do siebie. Chcę w ten sposób podkreślić wielką klasę Calluma Spencera – niepozornego, samotnego gitarzysty, który we wtorkowy wieczór w niewielkim wrocławskim barze zagrał rewelacyjny koncert.
Jest to klasa amerykańskich opowieści, tych które kocham najbardziej, które z prostych historii tworzą wielkie tematy. Dzięki rytmicznym frazom, świetnym dialogom i bezpretensjonalności w opisywaniu uczuć. Callum Spencer jest świetnym songwriterem i świetnym performerem, a jego muzyka tak łatwa w odbiorze, tak przyjemna i tak poruszająca, że aż głupio jest mi zachwalać coś tak oczywistego. Dlatego nie rozumiem czemu jego utwory na youtube’ie mają tak niewiele odsłon. Weźmy na przykład nagrania koncertowe – najlepszy dowód na to, że koleś jest świetny i jako naoczny świadek wrocławskiego koncertu potwierdzam, że tak jest w istocie. Nie mam nagrań Wrocławia, ale to z Leeds daje pokazowy obraz tego, co Callum Spencer potrafi na żywo, w pojedynkę, bez specjalnych scenicznych efektów. Kto nie jest pod wrażeniem?
Zgadzam sie w 100% z recenzją. Miałam przyjemność posłuchać i zobaczyć Calluma Spencera podczas House Gig w Sławkowie. Posłuchać i zobaczyć, podkreślam to szczególnie. Wrażenia słuchowe jak i wizualne nie pozostawały w oderwaniu od siebie, były niesamowite. Callum stworzył cudowny klimat, był muzyką, którą gra, prawdziwy, przekonujący, poruszający