„Eight Hours of Heavy Drinking” Christophera Sawyera to płyta koncept. Udany czy nie – pozostawiam do indywidualnej oceny. Grunt, że ten koncept nie przeszkadza muzyce. Można jej słuchać nie troszcząc się o właściwe zrozumienie zamiaru autora, na swój własny sposób rozumie się ją doskonale, nic jej przez to nie ubywa, bo jest po prostu dobra.
Zamysł jest taki, że osiem utworów prezentuje każdą z tych tytułowych godzin. Podczas których wydarza się, ogólnie rzecz ujmując, osamotnienie, przebłysk życia, załamanie, runięcie nieba i wschód słońca. Ale w sumie nie wydaje mi się, żeby te wydarzenia tworzyły ciąg fabularny – można słuchać w kolejności losowej, nic się nie traci. Zaczyna się bardzo klasycznym, minimalistycznym, instrumentalnym utworem na pianino „everybody gone”, który w zestawieniu z okładką płyty pozwala zakładać, że tak będzie do końca – nie jest. Pojawia się wokal, elektronika, psychodeliczne aranżacje, cała masa interesujących brzmień. Za modelowy utwór uznałbym „it should be morning by now”, w którym można odnaleźć nawiązania do co najmniej kilku gatunków muzycznych, od melorecytacji i solowego pianina po klimaty wręcz nu metalowe.
Chociaż doceniam kreatywność, to moimi faworytami na tej płycie są jednak te „najzwyklejsze” utwory, jak: „a glimpse of life” czy „dancing alone”. Jako prosta dziewczyna z prowincji być może nie potrafię do końca zrozumieć wyrafinowanej oryginalności, ale przede wszystkim, myślę że trudniej jest, po prostu, utrzymać zainteresowanie słuchacza, gdy oferuje się mu mało atrakcji. Dlatego te „zwykło-nudne” utwory są przeważnie najtrudniejsze, są w pewnym sensie sprawdzianem z „twórczej prawdziwości”. Bo szczerość zawsze porusza, zawsze przyciąga uwagę, zawsze jest interesująca choćby nie wiem jak była banalna. I Christopherowi Sawyerowi się to udaje. Nie szpanując, nie wydziwiając sprawia, że chce się go słuchać.
Tylko, że moim skromnym zdaniem, tak nie brzmi heavy drinking (choć nie wiem nic o tym), tak nie brzmi nic co heavy. Pomimo nowoczesnych aranżacji, tekstów w klimacie ostateczności, a miejscami nawet bardzo śmiałych beatów, cała ta płyta jest w sumie nastrojowa, muzyka liryczna a śpiew delikatny. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to nieudany album, po prostu nie należy przywiązywać się do oczekiwań i zapowiedzi autora. „Eight Hours of Heavy Drinking” zaskakuje, wychodzi poza szablon i to są jej najmocniejsze atuty.
Zobacz również:
„Together nowhere, alone elsewhere” Christopher Sawyer