Nie chciałabym, żeby istniało coś w rodzaju muzycznego muzeum bez dźwięku, które nie brzmi, a posiada tylko klasyczną muzealną ekspozycję, taką do oglądania. Ani też nie chciałabym, żeby tak zwane płyty wszech czasów funkcjonowały w świadomości ludzi wyłącznie w formie list z nazwiskami, nazwami i tytułami. Największe dokonania w historii muzyki mogą w ten sposób przestać istnieć, gdy nikt już nie będzie ich słuchał, a jedynie mówił o nich, przechwalając się znajomością tytułów, stylów, dat i statystyk (według „Rolling Stone” czy „Billboardu”).
Chyba większość osób czytających blogi czy serwisy muzyczne zna taką płytę Patti Smith „Horses”. Wielu być może zna nawet jej numerek na listach magazynów „Time” czy „Rolling Stone”, klasyfikujących muzykę wszech czasów. Ale kto potrafi zanucić chociaż jedną piosenkę z tego albumu? („Because the Night” ani „People Have the Power” nie ma na tej płycie). W jakich okolicznościach można usłyszeć współcześnie coś z „Horses”? Dziewięć lat temu z okazji jubileuszu płyty, gdy wydano jej reedycję, w minione wakacje na koncercie w Warszawie i może znowu za rok jak będzie kolejny jubileusz – 40-lecie „Horses”. To jest smutne i niesprawiedliwe, bo ta płyta w ogóle się nie zestarzała.
Chciałabym, żeby dziennikarze muzyczni, zamiast gonić za nowościami, których nikt jeszcze nigdzie nie słyszał, puścili ludziom czasem jakąś niesamowitą staroć (zaskakująco dużo z nich właśnie tego nigdy jeszcze nie słyszało). I chciałabym, żeby ci wszyscy, znający statystyki i popadający w zachwyt na dźwięk samych tytułów, potrafili zanucić z „Horses” Patti Smith chociaż „Free Money”. (taka moja lista życzeń).