Homesafe – wzruszająco piękny punk rock

Wczoraj wieczorem wzruszyłam się bardzo słuchając tej płyty („Homesafe” zespołu Homesafe). A właściwie nie prawdziwej płyty tylko, zbyt krótkiej zdecydowanie, epki z 5 utworami. W jesienne, chłodne wieczory tak standardowo wzrusza ludzi Sade na przykład. Mnie nigdy. Za to bez reszty daję się rozkleić takiemu właśnie rzewnemu punk rockowi z Illinois.

„Nothing Left To Lose” rozpoczyna tą płytę – szalenie energiczny numer z charakterystycznym wejściem gitary, który przykuwa uwagę pełnym profesjonalizmem. Słuchając tego byłam przekonana, że mam do czynienia z jakimiś wystylizowanymi „na zbuntowanych” szpanerami z plaż Los Angeles i ich kolejną, dobrą, aczkolwiek szablonową płytą. Do szablonu nie pasowała mi jednak właśnie ta gitara we wstępie i surowa perkusja powtarzająca się też w kolejnych utworach. Więc zaczęłam szukać informacji, co to za zespół i znalazłam takie zdjęcie:

Wprost nie mogłam uwierzyć, że takie cherlawe, niepozorne chłopaczki grają coś takiego:


Jak to zrozumieć? Szukałam dowodów i rzuciłam się na Youtube w poszukiwaniu jakichś ich nagrań koncertowych, czegokolwiek live, by zobaczyć na własne oczy, że oni potrafią grać, tak grać. Zobaczyłam. Klasyczne punkowe trio, gówniarze hałasujący w garażach w Oak Lawn w stanie Illinois. Oak Lawn to miasto, o którym polska Wikipedia ma do powiedzenia tylko tyle, że mieszkają tam jacyś ludzie. W tym kontekście twórczość Homesafe jest wzruszająca, taką rozpaczliwą, patetyczną nędzą, jak cały rzewny punk rock, wydzierający się z samego środka zupełnie nieistotnych miejsc.


Taki rzewny, popowy punk rock to gatunek muzyczny, który  trudno jest ocenić i trudno w nim muzykom dokonać czegoś nowego. Komercyjnie jest trochę zbyt oldschoolowy, artystycznie – mało ambitny, nie ma co w nim liczyć na imponujące partie instrumentalne, wirtuozerię czy jakąkolwiek trudność bądź innowacyjność. Trzeba tylko w rytm drzeć się głośno z odrobiną melancholii. Jednak w mojej opinii to jest najważniejszy gatunek muzyczny na świecie, bo jest to często ostatnia rzecz, która ratuje z rozbicia na milion tysięcy kawałków, która tworzy człowieka z nędzy ruin…  Ale być może to potrafią zrozumieć tylko ci, wydzierający się do siebie z miejsc bez znaczenia…


Jednak ten wspaniały gatunek muzyczny można szalenie łatwo spieprzyć, czyniąc go karykaturalnie infantylnym i głupim. Homesafe nie spieprzyło ani jednej sekundy. Ich płyta jest od początku do końca piękna, zwłaszcza gitara w „Nothing Left To Lose”, surowa perkusja, śpiew na dwa wrzeszczące głosy i to, co będę wychwalać teraz pod niebiosa – TEKSTY. Najpierw jednak spójrzmy jeszcze raz na ich zdjęcie. Ja wiem, że o wrażeniach wizualnych i stereotypach nie wypada pisać w kontekście muzyki, dlatego wstydzę się tego bardzo, robiąc to teraz. Jednak patrząc na tych chłopców na zdjęciu trudno odeprzeć wrażenie, że ma się do czynienia z jakimiś licealistami, którzy z lekcji języka ojczystego ledwo wyciągają na dwóje. Zamiast czytać książki hałasują w jakimś zespoliku, grającym mało ambitną, mało odkrywczą, banalnie rytmiczną muzykę ze strzępami melodii, a mimo to wzięli się w garść i NIE NAPISALI mało ambitnych, rymowanych tekstów. Za to – mój wielki, dozgonny SZACUNEK! Wiele razy na łamach tego bloga czepiałam się tekstów, tego że hardrockowi twardziele podśpiewują rymowanki, albo „wielcy artyści” udają wielką poezję, wyśpiewując banialuki. A tu proszę, trójka chłopców z Oak Lawn pisze bez rymów, bez głupot i idealnie w rytm. Tak właśnie powinno się pisać rockowe piosenki.  


„Homesafe” jest profesjonalna nie tylko w sensie technicznym. To dojrzała, osobista płyta, to muzyka o rzeczach ważnych, czyli dokładnie taka, jaka powinna być, gdy mówimy o niej w kontekście artystycznym. Czekam na cały album. Będę słuchać bez przerwy w tych, powracających co jakiś czas, fazach na „rozwalenie całego świata, który jest do dupy”.


homesafeil.bandcamp.com
https://www.facebook.com/HomesafeIL


Zobacz również:
„Mountain” Homesafe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *