„I Can’t Let My Hands Fight Against Your Waterfall” Places

Już sam tytuł tej płyty sprawia, że zwraca się na nią uwagę, choć na okładce dobrze go nie widać. Widać przede wszystkim granicę oddzielającą kolorowy świat flory i czarno-białe skały. Chociaż w zasadzie nie są oddzielne, tworzą jeden obrazek. I właśnie współistnienie tych dwóch różnych światów wiele mówi o tej płycie, będącej szczególnym połączeniem delikatności i surowości.

Utrzymana raczej w klimacie „cold wave”, ma taki przyjemny, ciepły odcień, kreślony przede wszystkim barwą głosu wokalistki. I taki posmak rozpływającej się czekolady. Słuchanie „I Can’t Let My Hands Fight Against Your Waterfall” jest niesłabnącą przyjemnością, chociaż zabiera ona słuchacza w niekoniecznie przyjemne miejsca. Jest rzadkim przykładem tego, jak pięknie można mówić o niemocy, wyśpiewywać ją i zamieniać w dźwięki. I jak niebanalna może być to twórczość. Bo na tym albumie nie znajdzie się dwóch podobnych utworów. Imponująca kreatywność i różnorodność tematów wyrażona konsekwentnym, niezbyt rozbudowanym kanonem środków jest w przypadku zespołu Places szczególnie warta uwagi.

Ma się wrażenie, że to jest jedna z tych płyt, które rozpoczynają się od najlepszej piosenki, by na dobrym pierwszym wrażeniu „przytrzymać” słuchacza do końca albo chociaż jak najdłużej. Ale gdy kończy się pierwszy, śliczny utwór „Light Your Burdens”, nie odczuwa się żadnego skrępowania, żaden podstępny środek artystyczny nie wymusza słuchania, drugiego, „13 Days Ago”. A co więcej, konsekwentnie zapomina się poprzednie utwory, bo każdy kolejny jest niesamowity. Nie wskażę najlepszego, z każdym z nich nie mogę się rozstać.

Myślę, że nie przesadzę jeśli nazwę „I Can’t Let My Hands Fight Against Your Waterfall” przykładem idealnej płyty. Doskonale komponuje w sobie wszystkie kluczowe środki – niepowtarzalny klimat, który ani na chwilę się nie zmienia; niebanalne melodie, które trafiają do wnętrza duszy, zbytnio jej nie rozśpiewując, ale rozjaśniając szczególnym blaskiem; hipnotyzujący dźwięk gitar, tworzący wrażenie innego wymiaru i wyrazisty rytm, wyrażający puls prawdziwego życia; a nade wszystko harmonię, która scala to wszystko w całość.

Okładka tej płyty jest w pewnym stopniu nierzeczywista – trudno to nazwać prawdziwym pejzażem – ale wszystkie jej elementy są realne i dosyć pospolite – skały, tulipany, niebo, kto tego nie zna? Tak samo muzyka Places składa się z powszechnie znanych elementów, ale jednak zabiera słuchaczy w jakiś nieodkryty, nierealny wymiar.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *