Oni mają takie delikatne głosy, zarówno wokalista, jak i wokalistka. Wydaje się, że nic nimi nie zdziałają, poza radosnym wyśpiewywaniem przyjemnych pioseneczek. Fakt, przyjemnie się ich piosenek słucha, ale po niedługim czasie zauważa się, że w ich śpiewie wcale nie słychać radości, raczej znudzenie albo lepiej – obojętność. I to zaczyna już układać się w sensowną całość, jeśli spojrzymy na tytuł płyty „I Won’t Care How You Remember Me”. Znany jest cytat z popularnej polskiej piosenki bez ciebie wszystko mi jedno i mam wrażenie jakby Tigers Jaw dopełniali wszelkich starań, aby takiej obojętności jak z tego cytatu nadać uroczo tragiczny wydźwięk.
To właśnie dzięki specyficznemu urokowi ich muzyka tak przejmująco brzmi. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że to nie są piosenki do płaczu, do rzewnych rozpamiętywań, do przeklinania przeszłości, do tego wszystkiego z czym tragizm się kojarzy. Ale ich ostentacyjna energia, ekspresja czy nawet stylistka dobrej zabawy, prezentowana w teledyskach, to taki trochę sztuczny blichtr, korektor tuszujący zmarszczki smutku. Tigers Jaw nie chcą nam opowiedzieć o tym, jak miło upływa im czas i jak świetnie im się w życiu układa.
Błyskotliwy język, momentami z odcieniami sarkazmu i bardzo żywa, głośna, pewna siebie muzyka czynią z „I Won’t Care How You Remember Me” bardzo krzykliwe dzieło. I bardzo oryginalne, pod względem tego kontrastu muzyki ze śpiewem (tak omdlewająco wręcz delikatnym). Nadużywam słowa bardzo w zamierzonym celu, by krzykliwie i ekspresyjnie wyrazić jak bardzo, bardzo dobra jest to płyta.