Można śpiewać tak jak królik skacze i nie robić tego dla Disney’a. Chociaż „Jackrabbit” brzmi jednak trochę „kinematograficznie”, jak majestatyczny podkład pod logo wytwórni filmowych, wyświetlające się w czołówkach superprodukcji. Jak zapowiedź czegoś wielkiego. I w rzeczy samej, jest to zapowiedź – drugiej płyty San Fermin. Zanosi się na to, że wiele dobrych rzeczy spotka mnie w tym roku.
A wiosną San Fermin pokonają ocean i w ramach europejskiego fragmentu swojej trasy koncertowej grać będą naprawdę blisko stąd (w porównaniu z dystansem do Brooklynu), we Francji, Holandii, w Niemczech. Ciągle trzymam kciuki, by poniosło ich trochę bardziej na wschód.