„She is the Darkness” Colours of Bubbles

To zawsze daje pozytywne efekty, kiedy rockowe zespoły odkrywają, że istnieją inne instrumenty, oprócz gitar i perkusji. Takie niby proste w warstwie tekstowej „Truth or Dare” zagnieżdża się w pamięci z tupetem stadionowych hymnów i  pobudza do życia lepiej od kofeiny. Jest szlachetnym rodzajem piosenki, który lubi się od pierwszego refrenu. Na płycie „She is the Darkness” jest jeszcze jeden utwór o podobnym charakterze, takiego materiału na przebój, który, gdybym miała własne radio, uczyniłabym piosenką tygodnia – lekko nostalgiczne „Signs”.

Pozostałym piosenkom może nie wróżyłabym komercyjnego sukcesu (chociaż słabo się na tym znam), ale uznanie słuchaczy – na pewno. Nie ma wśród nich słabego utworu, cała „She is the Darkness” jest dopracowana, oryginalna i nie nudzi. A wśród atrybutów jej oryginalności na pierwszym miejscu wymieniłabym głos wokalisty, jego szczególną manierę śpiewania. Każde słowo artykułuje nadzwyczaj wyraźnie i podtrzymuje jego brzmienie aż do końca. Sprawia to wrażenie, że zaprasza słuchaczy do uczestniczenia w sytuacji, gdy ktoś mówi do nich głośno i wyraźnie. Nie trzeba nawet znać jeżyka, każdy intuicyjnie wie, że jak ktoś mówi głośno i wyraźnie, to przekazuje jakiś ważny komunikat. I taka właśnie jest muzyka Colours of Bubbles, jakby mówiła o jakiejś partykularnej prawdzie, którą trudno do końca zrozumieć, ale koniecznie trzeba spróbować.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *