Wśród hymnów strat nie ma piękniejszego. Wśród pomysłów na zakończenie przegranych spraw nie ma lepszego, jak to tytułowe. Po prostu nie ma nic. Samotnik na środku drogi z pustymi rękami. Nic. Nie potrzeba lepszych hymnów, bo nikt ich nie słucha. Nie potrzeba płaczliwszych wersetów, bo nikogo nie obchodzą. Nie potrzeba smutniejszych historii, bo nikt nie traktuje ich serio.
Kiedy słyszę „I won’t complain” Benjamina Clementine’a zwykle widzę scenę z „Raju” Toni Morisson – Gigi w wannie młócącą ręką mydliny. Świetnie do siebie pasują, ta piosenka i ten tekst:
Wcześniej nie zastanawiała się nad tym specjalnie, ale teraz zaczęła sobie zadawać pytanie, dlaczego właściwie się z tego wyłączyła. To znaczy z walki […] Prowokacyjne demonstracje, broszury, pyskówki, policja, koczowanie „na dziko”, przywódcy i gadka, gadka, bez przerwy gadka. Nic z tego nie było poważne. Gigi podniosła ociekające pianą ręce, żeby poprawić lokówkę. Ani koledzy w szkole średniej, ani na studiach, nikt, nawet jej najlepsze koleżanki, nie traktowały jej poważnego podejścia do tych spraw serio. Gdyby nie to, że umiała drukować nikt by jej nawet nie zauważył. Oprócz Mikeya.
– Sukinsyny – powiedziała na głos.
A potem niepewna, który z tych sukinsynów rozwścieczył ją najbardziej, zaczęła młócić ręką okropne mydliny, powtarzając przy każdym uderzeniu: niech to szlag, niech to szlag, niech to szlag. Uspokoiło ją to na tyle, że położyła się w wannie, zakryła twarz rękami i wyszeptała do mokrych dłoni:
– Nie, ty głupia, głupia dziwko. Bo nie byłaś wystarczająco twarda, wystarczająco sprytna. Tak jak we wszystkich cholernych sprawach, nie masz na nic żadnego wpływu. Myślałaś, że będzie zabawnie i że to wszystko przyniesie jakiś skutek . W ciągu paru miesięcy. Myślałaś, że jesteśmy jak gorąca lawa, a kiedy nas wdeptali w ziemię, zwiałaś.
Zobacz również: