Od dłuższego czasu miałam pomysł na taki wpis, ale nie byłam do niego przekonana. Brakowało mi kontekstu, bo „Strange Little Girls” Tori Amos to znana płyta, znanej artystki, a do tego dość stary projekt, z jeszcze starszymi piosenkami. Tak, że trudno było mi podciągnąć to wszystko pod tematykę tego bloga. Ale w końcu wymyśliłam, że dobrym pretekstem, by poruszyć ten temat i nadać mu choćby prowizoryczny charakter newsa, jest Dzień Kobiet. Dlatego dzisiaj krótka historia o tym, dlaczego „Strange Little Girls” uważam za jedną z najlepszych płyt ubiegłej dekady.
Ten album początkowo mnie rozczarował, bo słuchałam go zakochana w „A Sorta Fairytale” i mroczna, ciężka, uboga w melodię „Strange Little Girls” to nie była taka Tori, jakiej chciałam słuchać zawsze. Ale po jakimś czasie usłyszałam albo przeczytałam gdzieś fragment jej wywiadu, w którym przedstawiła swoją ideę nagrania „Strange Little Girls”. Miało być nią zestawienie tego, co śpiewają mężczyźni z tym, co słyszy kobieta. I gdy w tym kontekście zaczęłam słuchać tej płyty, odszukując przy okazji oryginalnych wersji niektórych z tych piosenek, których nie znałam, to dotarło do mnie, że jest to właśnie jedna z najlepszych płyt ubiegłej dekady. Zdumiało mnie to, jak z tak miernych piosenek Tori Amos potrafiła stworzyć coś tak pięknego:
„Real Men”
co śpiewa mężczyzna
co słyszy kobieta
„Rattlesnakes”
co śpiewa mężczyzna
co słyszy kobieta
„Strange Little Girl”
co śpiewa mężczyzna
co słyszy kobieta
„97 Bonnie and Clyde”
co śpiewa mężczyzna
co słyszy kobieta
W takim zestawieniu ci mężczyźni wychodzą na średnio rozwiniętych artystycznie wesołków i zdecydowanie powinni się wstydzić, że tak źle zaśpiewali tak dobre piosenki.