W zeszłym tygodniu pierwszy raz usłyszałam muzykę z płyty „The Smoke Behind The Sound”, chociaż ona wcale nie jest nowa, ale z drugiej strony, nie jest aż tak stara jak po brzmieniu mogłoby się wydawać. A ma przy tym niezwykłą właściwość przenoszenia w czasie, do dekad, w których świat brzmiał znośniej, choć wydaje mi się, że to nie był świadomy zabieg jej twórców. Zespół My Little Cheap Dictaphone wydał ją na początku ubiegłego roku, stawiając na „nowoczesne brzmienia”. Niby to się udało, a jednak jak słucham tej płyty, to przypominają mi się lata 90. Wczesny Radiohead albo, miejscami, późny punk rock (w „Bitter Taste Of Life”), trochę U2, trochę Starsailor, trochę Mike Oldfield, britpopowe melodie i radiowy pop z czasów, gdy nie był prostacko chamski. Zupełnie jakbym znów miała trzynaście lat. I bardzo mi się to podoba, nie dlatego, że mam jakiś sentyment do czasów młodości, po prostu miło jest posłuchać czegoś tak ładnego. Czegoś, co nie szczuje słuchacza jakimiś pożałowania godnymi marketingowymi kreacjami na łamiące serca tragedie, skandale, depresje czy „zupełnie coś nowego”. Cała płyta ładnych, melodyjnych i niegłupich piosenek. Dlaczego to obecnie taka rzadkość?
„The Smoke Behind The Sound” bardzo przyjemnie słucha się prawie w całości, za wyjątkiem „Out Of The Storm”, która jest tak irytująca, że radzę w ogóle jej nie włączać. Za to wszystkie pozostałe piosenki brzmią fantastycznie, każda trochę jakby z innej bajki, ale wciąż z tej samej epoki „lepszych czasów” popularnej muzyki. Najlepszy moim zdaniem jest początek i zakończenie, „Fire” i „Not Hype”. W tą ostatnią się zapętliłam i już drugi dzień nie mogę przestać jej słuchać, aż do znudzenia, tak myślę.
NH – spokojne, werandowe granie. Mi się to kojarzy z zapomnianym, angielskim Witness – Before the Calm
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Cześć, zapraszam do współpracy!
https://www.facebook.com/groups/742109655920410/