Ludzie mówią, że po niemiecku nie można zaśpiewać ładnej piosenki, ale powiem wam, że z greckim wcale nie jest łatwiej. Włączyłam sobie płytę „To Teras” zespołu Super Stereo i słuchając pierwszej piosenki „Oloi Me Diwxnoun” byłam dosyć rozbawiona tym, jak on się męczy, tym chropowatym językiem usiłując wykrzesać jakąkolwiek melodię. Ale w momencie gdy w tej piosence zaczyna się solówka harmonijki przestałam się nabijać, bo jak ludzie świetnie grają, to nie ma się z czego śmiać. I słuchałam dalej, myśląc sobie, że może dla cudzoziemców polski też tak siermiężnie brzmi, więc nie ma co się czepiać. Zatem, tak powoli, trochę z rozbawienia, trochę z ciekawości wciągnęłam się w tą płytę i w pewnym momencie stwierdziłam, że grecki jest właśnie jej wielkim atutem. Bo stylistycznie muzyka Super Stereo to jest taki brudny, niskobudżetowy, knajpiano-garażowy folkujący rock, który jak go śpiewa facet z głosem starganym przez whisky, to wtedy brzmi najlepiej. No a jeszcze jak ten stargany głos wydobywa z siebie takie siermiężne głoski, to już klimat jest na całego.
A poza klimatem, to jest po prostu dobrze skomponowana płyta. Właściwie każda piosenka przykuwa czymś uwagę. Na początek ta harmonijka , potem dziwny fałsz w „To Koinws Ypoferto”, przebojowość „Meres” , i taki kosmiczny odlot w tle „To Teras”. Mnie w tym wszystkim rozczarowuje tylko nazwa zespołu, po której trudno jest go znaleźć w internecie. Jakby ktoś chciał, to najłatwiej jest wpisując Super Stereo Thessaloniki.