Nie pamiętam czy to dzięki Trójkowemu Polskiemu Topowi Wszech Czasów poznałam tę piosenkę, w każdym razie teraz Top kojarzy mi się przede wszystkim z nią. Ona nigdy nie brzmi tak mocno jak w wiosenny wieczór. Jak dla mnie – wręcz pachnie wiosną. Dlatego pewnie tak bardzo pasuje do tej majowej audycji. Jest magiczna, charyzmatyczna, o pewnej à la religijnej cesze – milknie się, słysząc ją w radiu. Potrafi wywoływać dreszcze, nawet gdy zna się ją już do znudzenia na pamięć. Wszelkiego rodzaju „topy” z zasady nie są tematem mojego bloga, ale to jest jedna z niewielu piosenek, o których mogę bardzo długo opowiadać, o której łatwo się mówi i która łatwo zachwyca. Więc wykorzystując kontekst jutrzejszej audycji, chciałaby opowiedzieć o niej choć trochę.
Jest jak z bajki, już od samego tytułu, ale od tego samego miejsca już rozpoczyna się jej kłamstwo. Bo gdzie jest w niej ta tytułowa radość? i czy o samotności opowiada się ten sposób? w entourage’u szaleńczego rytmu, który obrazuje raczej niepokój czynu niż pustkę nicości. Tylko ta wieża zdaje się być na swoim miejscu – pasuje do bajki. Charyzma tej piosenki polega na odklejeniu się od schematów – wyśpiewywaniu jakiejś melancholijnej rozpaczy do prostego podkładu perkusji. Trochę to naiwne, przerysowane i mocne. Ale to właśnie tworzy magię tej muzyki, bo ten niepokojący rytm też jest jak z bajki – jak tętent rysunkowych rumaków. I jeśli przytrafi się komuś usłyszeć tę piosenkę pierwszy raz w życiu w okresie, w którym przestaje się wierzyć w bajki, to jej brzmienie pozostaje w pamięci na długo, jeśli nie na zawsze.
Właśnie to mi zawsze przypomina „Wieża radości, wieża samotności” – to straszne doświadczenie gówniarzy, gdy bajka przemienia się w jakąś przerażającą, klaustrofobiczną przestrzeń samotności, z której nie można się wydostać, chociaż wyrastające skrzydła dorosłości każą odlecieć. Więc tylko tupta się w miejscu, jak skrępowany rumak w dzikim stadzie.
Posłuchajcie jutro, nawet jeśli nie wieczorem. Szczególnie warto przed maturą.