Bardzo fajna płyta. Zdająca się być owocem założenia, że można dokonać krytyki rzeczywistości odwołując się do poezji sprzed stu lub kilkuset lat, zachowując przy tym autentyczność i własną, oryginalną formę wyrazu. Słuchając jej wcale nie czuje się wysiłku udowadniania słuszności tego założenia, co jest chyba główną miarą jej wielkości. Jest ona po prostu ciekawym pomysłem, który się sprawdził. I w zasadzie może być tylko tym (to i tak nieźle), ale niektórzy mogą też zwrócić uwagę na wielobarwne bity, dobre teksty i momentami ładne melodie.
„Konstanty Ildevons” okazuje się być płytą dużo bardziej przystępną, niż można by oczekiwać. Da się na niej usłyszeć nawet coś w stylu przebojowych refrenów (w tym celu odsyłam do takich utworów jak: „Węże i drabiny”, „Hipokryci”, „My i Oni”). Można sobie pośpiewać, choć to w zasadzie nie jest album do śpiewania, bardziej do słuchania (jak to rapowa produkcja). Piosenkę „My i Oni” odbieram jako coś w rodzaju programowego utworu, którego tekst z grubsza streszcza to, o czym jest ta płyta. Oto jego fragment:
Puste słowa to nie tylko puste obietnice,
puste słowa to budulec we współczesnej liryce.
Jak najmniej treści, ale jak najwięcej słów –
tylko taka sztuka trafia do współczesnych głów.
Głębia już zbędna, odnoszę takie wrażenie,
wszystkie piosenki mają takie samo brzmienie.
To nie kwestia muzyki lecz kondycji ludzkości,
kwestia ubytku w zbiorowej świadomości.
Zgubiliśmy się przez nadmiar i nikt nie wie czego chce.
Świetnych zdań da się wypisać kilka, z każdej z kilkunastu piosenek, tak na przykład:
Łapiemy się za słówka, bo nie mamy argumentów,
pomyśl zanim powiesz i nie przegap momentu.
Dziś ważniejsza od treści jest poprawna fleksja,
ważniejsza od prawdy dobra koneksja,
nawet najczujniejsi łykają pozory,
ci, co byli szczerzy już działają pod algorytm.
(„Rap Gry Wittgenstein”)
Wielu obserwuje i prowadzi analizy,
wiedzą wszystko goście z telewizyjnych wizyt.
W programach na Youtubie są już wszystkie rozwiązania,
tylko czemu rzeczywistość dalej jest nieposkładana?
Skoro każdy wie wszystko, to chyba czas geniuszy,
słuchając takich mądrych głów łatwo jest się wzruszyć.
(„Płanetnicy”)
Zasadniczo cały ten opis rzeczywistości utrzymany jest w pesymistycznym klimacie, krytyka wydaje się być kompletna, a jednak z okładki płyty autor zdaje się patrzeć w przyszłość, a płytę kończy piękną, gitarową, liryczną zachętą do tego, żeby nie płakać (uroczo wyśpiewaną przez Marcelinę Gwincińską). Poezja przetrwa, piękno jest ucieczką od rzeczywistości, a wzruszeń nie da się sobie wymyślić dla publicznego poklasku – oto co jest ważne.
„Konstanty Ildevons” może być inspirujący, mam nadzieję, że jest dyskusyjny, a na pewno wart jest choć pół godziny uwagi.
Zobacz również:
„Nie ma mnie tam” Lando Maguszka
„Nowy 2VIM” Lando Maguszka