Gwinciński/Sołtysiak na płycie „Below The Surface of Sirius B” zabierają słuchaczy w miejsca tak piękne, że można zapomnieć, że niebezpieczne. Proponują muzykę, która jest jak noc spędzona pod gołym niebem, podobnie się ją odczuwa. Początkowo z lękiem, że to COŚ nieznane, niewidoczne w ciemności może nadejść zewsząd i nie wiadomo czym się okazać. Bezkres czarnego nieba może być olbrzymimi wrotami do wrogiego, obcego świata, którymi nadciągnie zagrożenie. Obserwuje się je z lękiem i czujnością, ale kiedy gwiazdy jednak nie spadają, obcy nie nadlatują, wszystko w mroku staje się już tylko piękne.
Ten moment na płycie „Below The Surface of Sirius B” wydarza się gdzieś w okolicach utworu „Shady Druids of Autumn”. Doświadczyć można wtedy pewnego rodzaju błogiego uczucia bezpieczeństwa połączonego z podekscytowaniem, że właśnie doświadcza się czegoś niezwykłego. I trudno otrząsnąć się z tego doświadczenia.
Tak jak perspektywa spędzenia całej nocy pod gwiazdami, tak muzyka duetu Gwinciński/Sołtysiak może wywoływać pewien niepokój związany z oczekiwaniem trudności. Już sama nazwa tego wydawnictwa i jego wykonawców, niesiląca się na standardy łatwego sloganu, sugeruje, że jest ono skomplikowane. Ale nie jest. Nie jest też oczywiste ani definiowalne. Tak jak każdy coś innego dostrzega w rozgwieżdżonym niebie, tak każdy coś innego usłyszeć może w muzyce, którą tworzą Gwinciński/Sołtysiak. Dla mnie ma ona olbrzymi potencjał rozbudzania wyobraźni, bardzo wyraźnie przemawia, choć opowieść, którą słyszę, za każdy razem jest inna.