Lewis Del Mar w wideoklipach

 

Ta piękna produkcja La Blogothèque skłoniła mnie do przesłuchania całej debiutanckiej płyty duetu Lewis Del Mar. Pierwszego wrażenia wywołanego przez „Soirée de Poche #50” nie zdołała wzbogacić, ale zostawiła wiele. Przede wszystkim – przekonanie, że Lewis Del Mar potrafią sporo więcej niż wynika to z ich studyjnych nagrań, więc słuchając ich szuka się tej ukrytej mocy i wybacza słabsze momenty. (Jestem pewna, że bez obejrzenia wcześniej „Soirée de Poche #50” ta płyta nie spodobałaby mi się tak bardzo). A najbardziej to chyba „Tap Water Drinking” – surowy, rytmiczny, melodramatyczny… Myślę, że to jest ten najistotniejszy element, który zostawiła po sobie płyta, a którego nie słychać w produkcji La Blogothèque.

„Lewis Del Mar” oprawiona jest w rytmy słonecznych plaż, których duszny klimat świetnie obrazuje „Soirée de Poche #50” i parę utworów na płycie, jak „Such Small Scenes”, „Painting (Masterpiece)”, czy „Islands”. Ale poza tą wyspiarską oprawą, na debiutanckim albumie Lewis Del Mar usłyszeć można dużo miejskiego syfu, takiego, którego się nienawidzi, z nienawiści do którego się tworzy i za którym się tęskni, tkwiąc w przywiązaniu, które jest smutne, poprzez swoje skrępowanie i odważne, poprzez trwanie w tym, czego nie można znieść.

Jest to płyta przeważnie agresywna, stylistycznie brudna, tematycznie zagubiona, muzycznie wyjątkowa. Ma dwie twarze, można porównać: ciepło-duszne „Loud(y)” w wersji La Blogothèque (powyżej) i syfiasto-wilgotne „Loud(y)” w wersji studyjnego official video (poniżej).


Polecam całą płytę „Lewis Del Mar”, można ją kupić tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *