OFF FESTIVAL – Trzy koncerty na początek

Moja pierwsza refleksja podczas tegorocznego OFF Festivalu: zespół Admiration is for Poets dziwnie wygląda. (Dziewczyńska uwaga, być może, ale co tam, wolno mi). Mają dziwne buty i krótkie spodnie. Wyglądają jak kolesie z kempingu a nie zespół muzyczny na scenie. Grają dobrze, gorzej z wokalistą, niewyraźnie śpiewa albo słabo go słychać, tworzy to bliżej nieokreślony wrzask, nie mogę skupić się na jaki temat. Irytuje mnie, psuje zespołowi występ. Naprawdę dobra muzyka – podkreślam. Ale od wokalisty odbieram niewerbalny komunikat „nie chce mi się dla was śpiewać”. Mi teraz nie chce się o tym pisać.

Refleksja druga [okoliczności: koncert Wild Books, scena eksperymentalna]: to jest cały zespół? No dobrze, jest ciekawie. Ja słuchałam wcześniej ich piosenek i do głowy mi nie przyszło, że to są utwory na perkusję i gitarę. Tylko. Od razu czuć inne nastawienie – ci cieszą się, że dla nas grają. Mają też swój podsceniczny funclub, który domaga się, żeby zagrali „ulice”. „A co to jest?” – pada ze sceny. W końcu nie wiem, czy udało im się dojść do tego, o co chodzi i czy zagrali te „ulice” czy nie. Zresztą nie ważne co grali – wszystko było świetne. Piosenki na perkusję to jest coś, do czego mam słabość. Przepraszam, ale nie mogłabym o nich źle napisać.


Trzecim koncertem na początek dziewiątej edycji OFF Festivalu był występ Lee Bains III & The Glory Fires. I ja wiedziałam, że to będzie rewelacyjny koncert [patrz: Lee Bains lll & the Glory Fires na OFF Festivalu]. Zaczęli swoim hitem „The Company Man”, a potem grali jeszcze dwie albo trzy piosenki bez przerwy, nie dając sobie szans na doświadczenie owacji na stojąco. Wszyscy stali i wszyscy klaskali, ale nic z tego nie było słychać, bo oni tam na scenie robili taki niewiarygodny hałas, jaki zrobić może tylko najwyższej klasy, czysty rock’n’roll. Brzmieli inaczej niż na płycie, co się chwali, bo tym charakteryzować się powinien dobry, koncertowy zespół. Nie było prawie wcale folkowych zaśpiewów z Alabamy, prędzej hardcore. Hardcore z dobrym wokalistą – coś niespotykanego. Sprawili, że ludzie masowo rwali się do tańca, nawet rośli panowie w średnim wieku. Pomyślałam sobie, że to jest właśnie przykład idealnego zespołu na festiwal, którego muzyka wywołuje radość i podziw, taniec i pulsujące drganie pod kością poniżej krtani.

Lee Bains III & Glory Fires „We Dare Defend Our Rights” Live in Little Rock 4-15-2014

Wypełnili muzyką niemal co do sekundy te 45 minut, na które dostali scenę Trójki i dali z siebie wszystko. Dosłownie, jeszcze ze dwie piosenki a padliby z wycieczenia. Od początku do końca udany koncert, aż szkoda, że pewnie drugi raz ich na żywo nie usłyszę. Po takich koncertach naprawdę wierzy się w ideę OFF Festivalu. Całą recenzję występu Lee Bains III & The Glory Fires dobrze zastępuje dialog pary w średnim wieku, jaki słyszałam po koncercie:
– Ale kapela – powiedziała Pani, widocznie poruszona tym czego przed chwilą doświadczyła. Pozytywnie czy negatywnie – trudno to ocenić.
– I ja specjalnie chciałem na to iść – tłumaczy pobudzony radością Pan. – Po prostu Ameryka! 
  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *