„Muzyka, która niepostrzeżenie dryfuje od ciszy do wzniosłości” – sama nie określiłabym tego lepiej. Coś tak niesamowicie delikatnego, że chce się to chronić, zamknąć w dłoniach i nie wypuścić, nigdy. Coś tak pięknego, że chce się to mieć tylko dla siebie. A jednocześnie coś tak silnego, że posiada moc rozwalenia ludzkiego serca na milimetrowe kawałki, jednym tylko uderzeniem w klawisze. Gdyby muzyka była materialna „Police” Bing & Ruth trzymano by w sejfie.
Ale to nie wszystko, proszę sobie wyobrazić spotęgowany zachwyt. Piękno pomnożone dwukrotnie. Związek muzyki i filmu właśnie na tym powinien polegać, żeby pomnażać się i potęgować, i wypełniać Ziemię czystą sztuką – potężną, wzniosłą i kruchą.
Jedna z lepszych realizacji La Blogothèque: