To był jeden z piękniejszych koncertów, na jakich byłam. I poszłam na niego nie znając twórczości Arlo Parks. Pewnie dlatego pierwsze myśli, jakie pojawiają mi się w głowie na brzmienie jej nazwiska, to wspomnienia koncertowe. Szczególnie piękne, w tych czasach, gdy koncerty generalnie są już tylko wspomnieniem. Ona wtedy w Opolu, w 2019 roku, w ramach Opole Songwriters Festival dała naprawdę profesjonalny, porywający występ, niczym artystka z bogatą dyskografią, więc wydana właśnie płyta „Collapsed in Sunbeams” jest dla mnie trochę przeterminowanym debiutem. Ale nie zmienia to faktu, że cieszy.
W Arlo Parks szczególnie charyzmatyczna jest jej „babciowość” i podkreślam, że używam tego słowa w pozytywnym znaczeniu. Przewija się ona właściwie przez całą płytę, a objawia nawiązaniami do „starczych” gatunków muzycznych – klasycznego soulu i jazzu. Dla mnie jest to zaskakująca inspiracja, biorąc pod uwagę, że mówimy o twórczości artystki, która w niektórych miejscach na świecie nie uchodzi jeszcze za osobę pełnoletnią. A jeszcze bardziej niesamowite jest to, że ona z tych oldschoolowych brzmień tworzy coś bardzo nowoczesnego i osobistego, czym komunikuje się z rówieśnikami.
Tak na przykład taka piosenka jak „Bluish”, w bardziej tradycyjnej aranżacji, mogłaby znaleźć się na jakiejś płycie z połowy poprzedniej dekady, podobnie klawisze z „Portra 400”, które przywołują wspomnienia o jakichś czarno-białych musicalach. Ale są to tylko ułamkowe przebłyski, zbyt dyskretne, by móc doszukiwać się w tej płycie jakichś zamierzonych retro-stylizacji. A jednak ich obecność i to, że są czytelne czyni z Arlo Parks dojrzałą artystkę, świadomą przeszłości, taką, która nie chce wszystkiego wymyślać na nowo, ani też olśnić jakimś banałem. W swojej twórczości wykorzystuje patent mądrych piosenek i ładnych melodii, który, wiadomo, jest ponadczasowy, ale rzadko spotykany na debiutanckich płytach, w zasadzie, nastolatek. W tym tkwi oryginalność „Collapsed in Sunbeams”.
Ciepły, spokojny głos Arlo Parks tworzy poczucie bezpieczeństwa. Nie opowiada o szczęściu, ale przynosi wiarę w dobre zakończenia. Dlatego, być może, tak przyjemnie się jej słucha, bo w pewnym sensie opowiada bajki, w których tak łatwo jej słuchacze odnajdują role dla siebie i są przekonani o happy endzie. W muzyce, którą prezentuje na „Collapsed in Sunbeams” uczestniczy się jak w spotkaniu z kimś bliskim, kogo rozumie się bez zbędnych wyjaśnień. Jest to wspaniała, kojąca płyta na ten czas tęsknot i izolacji.
Zobacz również:
„Caroline” Arlo Parks
„Super Sad Generation” Arlo Parks