Wytrzymajcie do drugiej minuty.
Za pierwszym razem może to się wydać ciężkie, przerażające, nie do słuchania. Mechanicznie zniekształcony głos skutecznie rujnuje tę w sumie ładną melodię. Ale w drugie minucie pojawia się człowiek, który przemawia ludzkim głosem. To wszystko zmienia.
Father Kong opowiadają o odchodzeniu, o ostatniej nocy przed odejściem. Ono jest zawsze trochę demoniczne, bo trzeba mieć w sobie różnego rodzaju „demony”, żeby nie ustać w miejscu. Ale jest też fascynujące, w klimatach euforyczno-smutnych, niepowtarzalne w detalach, uniwersalne w idei, jak niedefiniowalna muzyka Father Kong.
Zobacz również:
„The Sunny, Dirty Days” Father Kong
„My” Father Kong
„Between” Father Kong
„1999” Father Kong